Translate

II.Cywilizacja Homo erectus. Homo erectus tu był i liczył czas.


 

Żebro (bawole?) widok ogólny.



Zapis na jednym końcu.


Zapis na środku.


Zapis na drugim końcu.


Zbliżenie zapisu.

W tytule zawarte jest przeczenie jakoby Homo erectus nie miał poczucia czasu i nie umiał liczyć.    Takimi to wadami uczeni obdarzyli naszego przodka a mnie przyszło wyprowadzić ich z błędu na Waszych oczach.
Zacznę chyba od 3,14.. a w skrócie, 3 z hakiem czyli, jakby nie liczył, liczba pi.
Dla nie kształconych i dzieci to abstrakcja.   Dla nich istnieją tylko liczby rzeczywiste czyli realne.   Trzy klocki, koraliki itp. albo trzy kreski narysowane i.t.p.    Ale trzy kreski do narysowania, to już zapis czyli liczby w mózgu przetworzenie na działanie czyli odpowiednie ruchy rąk.   Trzeba najpierw pomyśleć, aby te trzy kreski zrobić.
Nasz pra przodek nie miał klocków ani liczydeł ale miał po pięć palców u dłoni i stóp, razem 2 razy po 10.    I na pewno z nich korzystał tak jak korzysta z nich każde dziecko Homo sapiens w swoim rozwoju.

Oglądam skamieniałą kość znaną Wam z pierwszego (informacyjnego) eseju
„O prechstorii..” i widzę szereg nacięć z prawa na lewo //////.. i tak przez całą długość wewnętrznego łuku kości, te wykonał najpierw.    I drugi szereg nacięć z lewa w prawo \\\\\\.. pod znacznie mniejszym kątem, prawie poziomo przecinają 5 do 7 nacięć /// czyli poprzednich i te wykonał w drugiej kolejności.   Poznaję po tym, że druga rysa przecina pierwszą, jest na wierzchu.
Gdyby nacięcia z lewa w prawo wykonywał pod tym samym kątem wykonałby ciąg krzyżyków „X”, dlaczego tak nie zrobił?
Bo, jak przypuszczam, był osobnikiem dorosłym i dokładnie ta liczba nacięć dawała dostęp jego szczękom do łatwego odgryzienia mięsa od kości.    Dokładnie tyle nacięć, piszę dokładnie, bo nacięcia wykonane z dużą siłą, z rozmachem, z dużą wprawą i w podobnej, takiej samej odległości.    Miał swój styl nacięć i rutynę, tę czynność wykonywał prawie codziennie.
Swojemu niemowlęciu około roku, kiedy wyrzynały mu się zęby nacinał na krzyż, bez odcinania, żeby rozdrobnić mięso na strzępy, aby mały ssał, żuł i rozgryzał mięso bolącymi dziąsłami ale nie odcinał, żeby dziecko nie udławiło się kęsem i tego pilnowała karmiąca go matka.

W powiększenie środkowej obrazu nacięć, na powierzchni widoczne są ziarna piasku – w procesie gnilnym tkanki kostnej ubytki wypełnia piach.    Trudno doliczyć się przez ile nacięć prowadzą nacięcia odcinające (zatarcia).
Swemu dorastającemu, dwunasto może trzynastoletniemu synowi odcinał według szczęki przez trzy/cztery cięcia  //// .   Dla syna znaczyło to, że może już iść z ojcem na polowanie z oszczepem w dłoni.    Do tego czasu (trzy nacięcia) wolno mu było jedynie nosić za ojcem sprzęty i obserwować z ukrycia.
Młody osobnik wiedział, co i kiedy mu wolno, bo umiał liczyć.   Jego zachowania były zakodowane w liczbie nacięć a liczby czterech nacięć w odcięciu nie mógł się doczekać.    Nie mógł się doczekać udziału w polowaniu.
Trzymam w dłoniach kość i widzę nacięcia, i Homo erectus znowu mnie zadziwia.    Przecież on nacinając mięso nie widział nacięć, nie widział skutków swojego działania na kości, on je sobie w tym momencie wyobrażał!    On widział tylko miazgę pociętego mięsa.   Kolejne liczby 1,2,3 …6,7 liczby odcinanych (przekreślanych) cięć \\\.. musiał przetworzyć w głowie.    Musiał je sobie wyobrazić, w myślach przymierzyć kąt pochylenia odcięć odpowiedni dla danej liczby cięć a to z kolei na ruchy ręki.
Wiedział, bo wyobrażał sobie, co robi i jakie będą tego skutki.   Nie robił tego instynktownie ani bezmyślnie, robił to celowo i z wielką wprawą.

Na drugi końcu obrazu nacięć można domyślić się nawet przekreślenia 7-miu nacięć.   Spróbujcie bezmyślnie przekreślić 6 albo 7 kresek czymkolwiek, na czymkolwiek.
To się nie uda, liczycie w rozumie; raz, dwa, trzy …znaczy nazywacie kolejne cyfry i ręką wykonujecie kolejne czynności.   I dopiero po kilku próbach uda się Wam ustawić odpowiedni kąt przekreślenia.
Homo erectus też musiał je nazywać np.; do, re, mi … (dowolne zgłoski).
Musiał je nazywać dźwiękami, bo jeśli nie, to musiał liczyć; do i do i do i tak do sześciu.    I tu kryje się haczyk; „i” – przecież to suma logiczna.    Znaczy, że nie tylko liczył ale i dodawał.   Bez liczenia i dodawania nijak się nie obędzie, on to sobie policzył a co zaplanował, to zrobił.   
Nawet jeśli liczył tylko do pięciu, to musiał w rozumie dodać 1 lub 2, żeby wyszło 6 czy 7, bo w lewej dłoni trzymał kość i nie mógł się posłużyć palcami.   To proste myślenie i proste czynności, z których na co dzień nie zdajemy sobie sprawy.   Gdyby nasz przodek nie myślał, ciepał by odłupkiem po kości, mięso fruwałoby na wszystkie strony i niewiele zostałoby do zjedzenia.    Znaczy działałby jak małpa.
Co niektórzy uczeni traktują nacięcia jako grupy nacięć a z tego miałby wynikać zapis informacji.    Ilość interpretacji zapisu jako obrzędowego itp. I jest u nich proporcjonalna do ilości fakultetów.   Ja traktuję kość przyziemnie, jako produkt spożywczy ale obrazujący zdolności matematyczne naszego przodka.
Przepraszam, żem Was zbałamucił ale starałem się wyjaśnić na prostym przykładzie, że Homo erectus potrafił liczyć i nie jest ważne czy do dwóch, do dwudziestu, czy do nieskończoności i z powrotem.    Nie musiał do tego posługiwać się palcami, posługiwał się mózgiem, w którym nazywał liczby i je dodawał.    Czy potrafił odejmować, mnożyć czy dzielić, nie będę snuł domysłów, brak mi na to przykładów (artefaktów).   Ale był wyposażony w tak potężną maszynę, jaką jest mózg nieco mniejszy od naszego.
Potrzebny był tylko problem do rozwiązania a na pewno sobie poradził.
I nie będę prowokował uczonych, czy miał w mózgu odpowiednie obszary odpowiedzialne za powyższe.   Mózg sam w sobie ma tak wielkie możliwości adaptacyjnych, bywa, że przejmuje nie wiadomo jakie funkcje w nie wiadomo które obszary.
A przecież mózg Homo sapiens wykorzystuje w 15% swoją masę obliczeniową i nie próbuję nawet dochodzić, o czym myśli pozostałe 85%, bo aż strach pomyśleć.    Uogólniając, to człowiek współczesny kombinuje, jak wykorzystać (okraść) pozostałe 6,5 mld. populacji zgodnie z prawem i jeszcze przekonać ich, że to dla ich dobra.
Zmierzam bałamutnie do tego, że nasz przodek miał te 15% i znacznie więcej.   Natura wyposażyła go w nadwyżkę szarych komórek ponad potrzeby życiowe organizmu i tym właśnie istoty myślące wyróżniają się w świecie zwierząt.
I co?    Ano to, że on też kombinował, żeby jemu było dobrze ale na znacznie mniejszą skalę a jak, tego dowiecie się w kolejnych esejach.

Bytowanie Homo erectusa uzależnione było od zwierzyny przemieszczającej się po sawannach.   A ta zależna była od pór roku; suchej i mokrej.    Tylko grupy zasiedlające skały na brzegach wielkiej wody (rzeki Bóbr) mogły przebywać tam przez setki tysięcy lat, przez zasobność w ryby i inne stworzenia wodne, obfitość roślin na podmokłych terenach, byli zabezpieczeni w żywność.
A gruba zwierzyna jeśli była, to była tuż na rozlewiskach albo na sawannie za skałami.    I tam niekiedy wychodził na polowania.
Może liczył lata a może nie ale miał świadomość upływu czasu.    Widział zmiany klimatyczne pór roku, wędrówki stad, cykle rozmnażania roślin i zwierząt – te zjawiska były powtarzalne i przewidywalne.
Miał świadomość miesięcy, wieczorami przy ognisku patrzył w niebo i widział Księżyc i jego fazy zgodne z cyklem kobiet.    Przecież Księżyc chudł i tył na jego oczach (kobiety też ale znacznie wolniej).

Do niedawna w kalendarzach drukowane były fazy Księżyca.    Czy dziś, ktoś zdaje sobie sprawę z wyglądu Księżyca?    Otóż nie.    Zbudowaliśmy sobie sztuczne środowisko, w którym stosujemy sztuczne oświetlenie i nawet nie  szukamy Księżyca nad głową, nie wiemy, czy właśnie tyje, czy chudnie ani, w którym miejscu się pojawi.   Nie jest nam to do niczego potrzebne, obłożeni jesteśmy przyrządami, które odliczają czas za nas.    To my nie mamy poczucia czasu – wiem to po sobie, nie raz udało mi się spalić kurczaka, poczytuję sobie nawet za sukces przypalenie gotującego się makaronu.

Dni Homo erectusa odliczało Słońce, miesiące w cyklu 28 dniowym wyznaczał Księżyc a lata wyznaczały pory roku a dokładniej nastanie pory deszczowej i rozkwit roślinności.
Miał świadomość upływu czasu w dzień i w nocy.   Musiał wracać na noc do siedlisk i do ogniska, bo w ciemnościach czaiły się potwory najgorsze z możliwych, bo wyrosłe w wyobraźni do olbrzymich rozmiarów.   Strach miał wielkie … kły i pazury.    A przy ognisku, wśród swoich czuł się bezpiecznie.
Poza siedliskiem musiał obserwować pozycję Słońca na niebie, żeby zarządzić powrót z polowania lub wyprawy.    Ten czas i odległość do przebycia trzeba było zaplanować a przecież ten czas zmieniał się zgodnie z porą roku, zależnie od pozycji Słońca i jego kąta nad horyzontem.    Musiał znać te zjawiska, aby właściwie obliczyć czas powrotów w różnych porach roku i z różnych odległości.    Żył rytmem biologicznym ale miał świadomość wczoraj, dziś i jutro.    Bo jutro planował i wiedział, czy pójdzie na polowanie, czy na jagody.   Znał stan zapasów i najpilniejszych potrzeb, znał potrzeby dnia następnego.

Po dziś dzień od końca XIX wieku w uczonych księgach zalegają schematy dotyczące dzikusa - Homo erectusa, schematy wynikające z ograniczeń kulturowych, małej ilości artefaktów, wreszcie uprzedzeń cywilizacyjnych.    Podstawowe pytanie; czy był wyprostowaną małpą, czy przygarbionym człowiekiem, już dawno pozostało za nami.   Był w pełni wyprostowanym człowiekiem i sprawną jednostką obliczeniową zdolną do kolejnych wynalazków a nawet poglądów.
Był jednostką poznającą otaczający świat i wykorzystującą swoje spostrzeżenia praktycznie.   Trzeba go tylko nieco ucywilizować, co niniejszym czynię na swój przekorny sposób.
Zdania jakoby nasz przodek nie umiał liczyć, nie miał poczucia czasu ani wierzeń pozostają w świadomości masowej i, co nie dziwi, nie wymagają dowodzenia.    To nic nie kosztuje!    Znaczy, że zrobiono z niego przysłowiowego wielbłąda (miano dzikusa, choć nie wiadomo, co to znaczy).    Znam to z własnego doświadczenia – napisano w miejscowej prasie, że nie znam się na kamieniach – to nic nie kosztuje, to można zrobić bezkarnie!    Ale jak tu zaprzeczyć, jak mam udowodnić, że nie jestem wielbłądem?
Ja wybronię się kolejnymi artefaktami, bo mam i znam się na kamieniach, przy okazji zdejmując garb z pleców Homo erectusa.   To jemu potrzebna jest pomoc, sam się nie wybroni, za niego przemawiają kamienie i ja.
Pozdrawiam wszystkich Czytelników, i tych „za”, i tych „przeciw”, i niech Wasza Moc Obliczeniowa będzie z Wami;

foto autor
22.04.2013 Bystrzyca Górna k.Wlenia                    Roman Wysocki
Prawa autorskie zastrzeżone.