Translate

Uczone bajki.

Bajka 1.

Mechanizm samoregulacji.
W odległej przeszłości, w latach swojej młodości, nasza planeta zyskała stałą skorupę i ostygła na tyle, że woda, co najpierw wzięła i wyparowała do atmosfery, tak z atmosfery skropliła się na powierzchnię tej skorupy.  I pamiętam to jak dziś, lało bez przerwy przez dwa lata.  Zalało 2/3 globu, na powierzchni została się tylko duża wyspa, chociaż mówią na nią, że to kontynent, nazwali ją Pangeą.  Przedtem jednak w katastrofie kosmicznej Ziemia dostała w prezencie Księżyc i wynikające z tej katastrofy pory roku.  Czyli odchylenie osi głównej grubego okrągłego placka, bo kulą tego nie można nazwać, to niech będzie elipsoida.
Powstał wtedy jeden ląd otoczony Wszechoceanem, wtedy to promienie Słońca dotarły na powierzchnię, nasza planeta zyskała mechanizm samoregulacji i warunki do powstania życia.

Pisząc o ślimaku jednotarczowym i o Homo erectusie wertuję różne podręczniki a w nich tablice z Układem Okresowym Życia.    Co rusz napotykam okresy rozkwitu życia i jego degradacji, wymierania 80-95% gatunków.    To dotyczyło opisywanych przeze mnie gatunków i ich otoczenia.
Zjawiska te rozumiem jako zjawiska wtórne do zmian klimatycznych i wynikających z nich zmian w środowisku.   Przeżywały tylko gatunki szczególnie odporne lub te, które dokonały niezbędnych zmian adaptacyjnych.
Z tego, co widzę za oknem wynika, że temperatura na planecie waha się pomiędzy -70 i +70 st. C (może się mylę o kilka stopni ale to nie jest ważne w tych dywagacjach).    Tak jest dziś i podobnie było przez setki milionów lat.
Tym czynnikiem regulującym temperaturę planety była woda we wszystkich swoich postaciach, na niej polegał mechanizm samoregulacji warunków na planecie.    Mechanizm ten zakłócany był wybuchami superwulkanów, pęknięciami skorupy ziemskiej, wybuchami supernowych i wreszcie upadkami meteorów i planetoid.    Że o kursie Ziemi wobec Słońca i Układu Słonecznego w Galaktyce, nie wspomnę.    Czyli tym, co nieuchronnie kiedyś nas dotknie i czym karmią naszą wyobraźnię filmy katastroficzne.    Aż strach się bać.

Każdy okres ocieplenia, któremu towarzyszy rozkwit życia i bogactwo gatunków, kończy się wcześniej czy później oziębieniem i mniejszym lub większym zlodowaceniem.    Z zamarzaniem mórz i oceanów włącznie.
Ocieplenie oznacza rozpuszczanie czap lodowych na biegunach, wzrost poziomu mórz o kilkadziesiąt metrów, co w konsekwencji prowadzi do stałego zachmurzenia, zwiększonej ilości opadów, obniżenia temperatur i długotrwałych opadów śniegu na biegunach a w konsekwencji wzrostu czap lodowych i ich wędrówkę w postaci lodowców i lądolodów.    To tak w bardzo dużym uproszczeniu, bo mają w tym swój udział podziały i ruchy kontynentów, stąd zmiany głównych prądów oceanicznych, zmiany w cyrkulacji powietrza w atmosferze itp. szczegóły.
Z drugiej strony oziębienie powoduje związanie wielkich ilości wody w postaci lodu, wysychanie w rejonów równikowych, spadek poziomu mórz i oceanów, zmniejszone parowanie a więc mniejsze zachmurzenie i większy dostęp Słońca do powierzchni.    To też w dużym uproszczeniu, bo był czas, że przed zamarznięciem całej planety uratowało nas ciepło płynące z jądra Ziemi.
W swoich dywagacjach zmierzam do tego, że czynnikiem decydującym o naszym na tej planecie istnieniu jest woda.

Woda ze wszystkimi swoimi stanami skupienia jest czynnikiem samoregulacji planety Ziemia.    Mechanizmem utrzymującym klimat planety na poziomie i w granicach normy, czyli pomiędzy skrajnymi wartościami temperatur jak wyżej.    Planeta zawieszona na kosmicznym wahadle obdarzona życiem.   I życie na planecie musiało się do tych zmian dostosowywać, bo jeśli nie zdołało….  
A co może zaskakiwać, to to, że przeżywały gatunki prymitywne, ginęły gatunki wyspecjalizowane chyba, że specjalizacja dotyczyła zachodzących zmian, nadążała a w danym ekosystemie nie było gatunków konkurencyjnych.

Zmierzam do tego, że Homo erectusowi przyszło żyć w okresie takich zmian.
Okres ochładzania klimatu zaskoczył Homo erectusa w Europie (1.5mln – 300 tys. lat p.u., to moje przypuszczenia, co do jego obecności).
Nasz przodek znalazł się w pułapce klimatycznej pomiędzy zimnem postępującym od północy i gorącem wysychającej Afryki.   I gdzieś już o tym pisałem, że nie adoptował się ewolucyjnie, fizycznie i anatomicznie.  Do adaptacji wykorzystał swoje zdolności intelektualne poczynając od wynalezienia i zastosowania ognia, przetwórstwa produktów spożywczych, gromadzenia zapasów, po dach nad głową i odzież ze skór i futer. 

Zagrożenie zimnem stało się czynnikiem stymulującym rozwój cywilizacyjny i budowę sztucznego środowiska.

Jedyna droga jaka pozostała mu do migracji, to droga na wschód.   Tam znajdował warunki do egzystencji i przetrwał najdłużej.  
Dodatkowym zagrożeniem stał się nowy gatunek świetnie adaptujący się do nowych warunków, który w szczegółach adoptował się anatomicznie i fizycznie.  Tym gatunkiem i zagrożeniem był Neandertalczyk.
To też nasz przodek tyle, że zamieszkuje pośród nas.   
Bez obrazy ale tego nie mogłem sobie odmówić!   No bo, jak mogłem nie zauważyć, skoro na każdym kroku napotykam osobniki agresywne i zaborcze z genem zagłady krążącym we krwi?

Bajka 2. 

Pytanie.
Mam ja pytanie do CAŁEJ NAUKI.

Zastrzegam, moje wykształcenie żadne.
Wiedza, którą zdobywałem jest chaotyczna i nie uporządkowana – ja się interesowałem od zawsze.

Podstawa pytania.
Żyjemy w stanie stabilnym, znaczy constans.
To znaczy, że parametry na planecie Ziemia są stałe.  Doba trwa 24 godz., … rok czyli czas obiegu wokół Słońca to 365/6 dni.  Nachylenie osi planety wynosi ok. 23,5 stopnia.  Bieguny magnetyczne pozostają na miejscu z niewielkimi odchyleniami (w rozsądnych granicach kilku kilometrów).  Grawitacja na poziomie przyspieszenia 9,81 m/s kw.  A orbita wokół Słońca ściśle określona, nasze miejsce w Układzie Słonecznym też.

Tylko, że te parametry ustabilizowały się po uderzeniu asteroidy 65-66 mln. lat temu.  Żyjemy w epoce, która nastąpiła po Impakcie.

Żyjemy na samo stabilizującym się żyroskopie.  I ten żyroskop przez 5,5 mld. lat wielokrotnie był wytrącany z równowagi.  Po każdym takim kataklizmie nie wracał do poprzedniego stanu (parametrów).  Te parametry zmieniały się po każdym Zdarzeniu.  Bo trudno mi zrozumieć, żeby orbita Ziemi nie zmieniła się po uderzeniu 2,5 mld. lat temu, kiedy to nabyliśmy Księżyc.  Powstały zupełnie odmienne warunki i parametry Globu.  Co więcej, zdobyliśmy nowy czynnik stabilizujący.  Wraz z Księżycem staliśmy się zespołem grawitacyjnym w Układzie Słonecznym, i dobrze.

Pytanie brzmi;  Jakie parametry miała nasz planeta przed uderzeniem?
Bo na pewno nie te współczesne, i skąd u prostaka takie proste pytania.

Od stu lat uczeni szukają włochatych dinozaurów na Alasce.  Na Alasce jest zima i musiało być zimno, więc dinozaury musiały się ubrać w futro. 
Logiczne, proste i prostackie, jak na uczonych przystało.
Podobnie z wędrówkami roślinożernych dinozaurów w ucieczce przed postępującym zimnem przy zmianie pory roku.  Taka wędrówka jest możliwa najwyżej przez dwa tygodnie, tymczasem uczeni wymyślili dwa lub trzy miesiące.  Roślinożerca potrzebuje pożywiać się przez cały dzień.  Tymczasem uczone dinozaury wędrowały miesiącami bez pożywienia. 
Jeszcze innym przykładem mogą być gadzie roślinożerne giganty wpędzone przez uczonych do wody, bo jak wyjaśnić olbrzymie masy ciała przemieszczające się po lądach.  Po prostu, a wyporność wody łatwo wyjaśnia wszystko.  Tylko, czy w wodzie było im bezpiecznie?  Wtedy wcale nie, bo czekały na nie równie wielkie gady drapieżne. Tymczasem nie wszystkie dały się wpędzić do wody, hasały po lądach wbrew prawom fizyki i wytrzymałości materiałów.
Że nie wspomnę o skamieniałościach znajdowanych na Antarktydzie, bo to wywraca nam całą Planetę i wiedzę do góry nogami.

Naginanie ewolucji i wynikających z klimatu zmian przystosowawczych, na nic się tu nie zda.  Bo tam panowały zupełnie inne warunki klimatyczne i korzystne dla rozwoju tych gatunków właśnie tam.  To znaczy, że nasz żyroskop działał inaczej i inne były parametry fizyczne i geograficzne wynikające z pozycji osi Ziemi, kształtu orbity i drogi wokół Słońca.  W tym zmiany dotyczyły warunków grawitacyjnych, zmiany parametrów fizycznych stosownych do wielkości zwierząt i wielkości przyciągania Ziemskiego.  To było możliwe przy mniejszej prędkości obrotowej Ziemi; dłuższa doba, mniejsze przyciąganie i.t.d.

Otóż w moich rozważaniach nad zaginioną cywilizacją – co ja gadam, ona nikomu nie zaginęła, bo nikt o niej nie wiedział, przecież ktoś musiał by o tym wiedzieć – widząc na miejscu skutki Zlodowacenia a nawet Zlodowaceń odkrywałem, jak lądolód przechodził przez góry.  Tym nie zajmowali się glacjolodzy, bo dla nich lądolód zawsze schodził z gór a nie odwrotnie.  I wcale mnie to nie dziwi skoro ta dziedzina nauki rodziła się w Alpach i tylko te dane były gromadzone przez pokolenia. 

W moich górach (Sudetach) widać to jak na dłoni, trzeba tylko lat obserwacji jak przemieszczał się lądolód, jak rozdzielał na odnogi, dokąd docierał i jakie skutki po sobie pozostawiał.  Którędy przechodziło czoło lądolodu, gdzie rozdzielało się na jęzory sięgające pomiędzy góry i które miejsca pozostały nietknięte przez lądolód.  Dzięki zgromadzonym obserwacjom mogłem odkrywać jak doszło do zabezpieczenia depozytów po Homo erectusie i gdzie ich szukać w terenie.

Ale moje dociekania sięgały głębiej w otchłań czasu, do przyczyn Zlodowaceń okresu Plejstocenu.  I niewątpliwą przyczynę odnajduję w Elminio. W naklejce, która przykleiła się meteo przepowiadaczom do języków.  Ma pospólstwu tłumaczyć wszystko ale nie tłumaczy.
Dopóki Przesmyk Panamski był otwarty najgorętsze masy wody z Pacyfiku przepływały do Oceanu Atlantyckiego.  Przebieg prądów morskich, przepływ ilościowy i temperaturowy był zupełnie inny niż dziś.    I inne były przepływy mas powietrza, jego cyrkulacja.  Miało to bezpośrednie przełożenie zarówno na klimat oddzielonych wtedy Ameryk jak i zachodnich wybrzeży kontynentu Europejskiego, Afryki i północnej strefy podbiegunowej.  Stąd w odległej przeszłości dinozaury mogły chodzić po Alasce na golasa.
Podniesienie płyty kontynentalnej jednej czy drugiej Ameryki przed (5?) 3-2 mln. (to trwało!) lat spowodowało najpierw stopniowy, potem gwałtowny spadek temperatur w Atlantyku. 
I te temperatury zarówno wody, powietrza jak i lądów musiały się wyrównać w skali Planety, do tego zmuszała je fizyka.  Obieg wody w środowisku całego Globu zmienił się, zmieniał się klimat.  Zmieniała się cała hydrologia a nie tylko oceany, bo zmieniał się obieg wody i mas powietrza także w cyklu hydrologicznym, różnie na różnych kontynentach.
Następstwem w Europie i Ameryce Północnej były Zlodowacenia.  Masy powietrza zawilgocone nad Afryką oddawały tę wodę na północy Europy i chyba analogicznie było w Ameryce.  Systematyczne opady i to śniegu nie włączały zgromadzonej w śniegu wody do obiegu.  Powstawały i gromadziły się nadwyżki kosztem Afryki, która podlegała ciągłemu odwodnieniu.

A zmierzam do tego, że pokrywy lodowe na powierzchniach całych kontynentów dochodziły do 3-4 km. grubości.  Jak wielki to ciężar niech świadczy choćby ruch płyt tektonicznych do dzisiejszego dnia.  Co kilka lat na ich krawędziach w Polsce Północnej dochodzi do lekkich wstrząsów spowodowanych powrotem płyty Skandynawskiej ugiętej setki tysięcy lat temu pod naporem (ciężarem) lodu.  I ta płyta wraca na swoje miejsce ok.2 cm. w górę rocznie.  Skandynawia ciągle wynurza się z morza bałtyckiego.
Ubytek wody w okresie zlodowaceń, różnica poziomów oceanów dochodząca do kilkudziesięciu metrów, to olbrzymie masy wody w skali Planety zgromadzone (skupione) w lodzie na określonych obszarach.
Zgromadzone na powierzchni masy lodu też miały swój udział nie tylko w ugięciu skorupy ziemskiej ale i postępujących odchyleniach jej osi.
Uważnie nadstawiałem ucha, kiedy kilka miesięcy po katastrofie w elektrowni Fukuszima usłyszałem skąpy komunikat, że wstrząs kilkakrotnie obiegł Ziemię a oś planety uległa drganiom i odchyleniom.

Pytanie pomocnicze; jaki to miało wpływ na dobowy czas obrotu, na nachylenie osi i w konsekwencji na orbitę Planety?
Nazwałem naszą planetę żyroskopem ale mogę dla uproszczenia przyrównać ją do bączka, zabawki.  Jeśli dokleimy na jego powierzchni choćby ociupinkę plasteliny, to i czas obrotu i kolebanie na boki się zwiększy.  Przy większej masie plasteliny szybkość obrotów się zmniejszy i utraci sterowność.
Nasz żyroskop nie tańczy po stole, nie ma punktu podparcia.  Jest zawieszony w przestrzeni kosmicznej na potężnych linach sił grawitacyjnych i co więcej reaguje na wszystko, co się w tej przestrzeni porusza, znosi też kolejne bombardowania. 
I znów przenośnia a porównanie – bujamy się na kosmicznym wahadle, orbicie Ziemi wokół Słońca.  Raz bliżej, raz dalej w ściśle określonych granicach orbity.  Ale te ścisłe granice też zmieniają się na skutek wielkich Zderzeń, czy też zmian grawitacyjnych.

Naukowcy donoszą nam o zmianach pola magnetycznego w przeszłości, zapowiadają przemagnesowanie (zamianę biegunów magnetycznych).  To wszystko jest powiązane ze sobą i nie dzieje się bez przyczyny.  Żyjemy na skorupie wypełnionej w środku płynnym żelazem i innymi metalami ciężkimi.
Opisane, widoczne i odczuwalne skutki Zdarzeń na powierzchni mają swoje oddziaływanie na to co w środku, a że jest przy tym magnesem i to stałym, zmienia się położenie biegunów magnetycznych.  Zawartość jądra (w środku) może nam się zakolebać i odwrócić do góry nogami.  Może to być znaczące wydarzenie na Słońcu albo wpływ innego ciała niebieskiego spoza układu np. wybuch supernowej.  Mam tu oczywiście na myśli nie zmiany fizyczne (te widoczne) ale zdarzenia związane z promieniowaniem i grawitacją poza naszą percepcją. Wystarczy tylko impuls albo krótka ekspozycja.  Możemy to przewidywać ale dowiemy się o tym zawsze po, a może nikt już się nie dowie.

W moim podstawowym pytaniu ukryta jest teza jakoby na skutek Zdarzeń w historii Ziemi następowały momenty rozregulowania parametrów podstawowych i ich powrót do normy ale do innej normy.  To znaczy, że ustalały się inne parametry, odmienne od współczesnych i constans, stałe dla danego okresu geologicznego.
Ten układ; jądro Ziemi i skorupa Ziemska, Księżyc, Słońce i cały Układ Słoneczny jest znany i opisywany przez Ludzkość od początku jej istnienia.
W tym czasie ten układ nie podlegał zmianom ani Zdarzeniom, bo ich nie odnotowano. 
Ale na Ziemi są oznaki tego, że dawniej bywało inaczej.  Sięgając w głąb, w historię Ziemi, trzeba nam się rozstać z dzisiejszymi podstawowymi parametrami.  Określić nowe, właściwe dla danego Okresu.

Zdaje mi się, że wkroczyłem w obszary, do których nauka jeszcze nie dotarła.
Dlatego nie spodziewam się odpowiedzi, tym bardziej, że na swoich stronach dotyczących Homo erectusa zadałem już tyle pytań, postawiłem tyle problemów i … bez odpowiedzi.  Wiem, wiem, że moim uczonym kolegom też to chodziło po głowie ale tylko głupek mógł o tym napisać na głos.
 Baj, baj, dobranoc.

                                                             s. hab. Roman Wysocki
29.01.2016 Bystrzyca k.Wlenia.
Prawa autorskie zastrzeżone.