Doctor? Medykamenty, trucizny, pigmenty, kosmetyki?
Okres IV, z użyciem ognia
1 mln.-400 tys. lat p.u.
Znak zapytania oznacza się,
że wcale nie jestem tego pewien.
Oznacza, że znajduję w
zgromadzonym materiale wyroby, które nie znalazły zastosowania w
wypiekach. Nie znalazłem ich wśród
surowców ani w składzie wyrabianych ciast, ani w wypiekach. Co więcej, niektóre z nich z pewnością są
wyrobami końcowymi a w domyśle farmaceutykami lub kosmetykami. Na gotowanym mięsie zdarzało mi się widzieć ślady przypraw ale te były stosowane luzem, nie były formowane w porcje.
Tak było z trucizną wyrabianą
i przechowywaną w skrawku skóry w eseju ”Polowanie na …padlinę” (czytaj w archiwum).
Podobnie było z „szarą
maścią” mogła w zależności od składu, nieznanego mi, mogła być barwnikiem do
ciała albo lekarstwem, maścią(?) – esej „Gen samozniszczenia – Rosołek”(
archiwum).
Jak już zapodawałem, nie
lubię snuć teorii, jeśli nie mam kilku i to powtarzalnych znalezisk. Opisywane znaleziska okazały się
znaleziskami pojedynczymi i niepowtarzalnymi.
Ale tym razem odłożone na bok do weryfikacji w sumie okazały być medykamentami,
lub innymi specyfikami. Okazały się być bardzo wyjątkowym zbiorem.
Znajduję wśród nich opatrunki
ziołowe, maści, pigułki i bardzo małe porcje papki korzennej lub kukurydzianej
zmieszanej z nasionami i innymi nieznanymi mi składnikami roślinnymi. To znaczy, że papki do wyrobu wypieków były
też stosowane do wyrobu leków jako spoiwo składników aktywnych, ziołowych lub owocowych.
Skamieniała porcja opatrunku roślinnego w trakcie wygniatania i formowania.
Opatrunki, to porcje roślin o
działaniu antyseptycznym i ściągającym, rozdrobnione i roztarte a następnie
uformowane (ugniecione i ulepione porcje) w wielkości odpowiedniej do wielkości
rany i układane na ranie.
Skamieniałe fragmenty innych krążków maści.
Skamieniała porcja "szarej maści" w trakcie ugniatania.
Maści wyrabiane były na bazie
tłuszczu pozyskanego podczas gotowania lub pieczenia mięsa, ten tłuszcz
mieszany był z roztartymi składnikami aktywnymi, farmaceutykami roślinnymi,
pigmentami lub truciznami.
Skamieniała mała porcja owocu jakiejś rośliny, rozdrobniona, roztarta i uformowana w kulkę do połknięcia.
Pigułki do jednorazowego
użycia (połknięcia), to rozdrobnione i roztarte owoce, nasiona i trudno
zgadnąć, co jeszcze. To bardzo małe
dawki lekarstw, to znaczy silne a wielkości ziarna fasoli, łatwe do połknięcia.
Duże porcje leków, do dzielenia. Z lewej spoiwem jest papka kukurydziana, po prawej papka tarta z korzeni (bulw).
Inne większe porcje lekarstw,
wielkości ciasteczek w których rozdrobniony lek był sklejony papką z korzeni,
bulw lub kukurydzy. Prawdopodobnie
dzielony, cięty lub kruszony na mniejsze porcje do połknięcia, zażywany trzy
razy dziennie wg wskazówek lekarza.
Opakowania ani ulotki nie znalazłem, wot i prikrost.
Bo też znajomości świata
roślinnego możemy naszemu przodkowi pozazdrościć.
Kolejne pokolenia przez okres
1,6 mln. – 400 tys lat żyły w otoczeniu świata roślinnego; tropikalnej dżungli
i sawanny. To świat zupełnie nam nie
znany i odmienny od naszego, i znacznie bogatszy od naszego.
Wiedza zdobywana i przekazywana
przez kolejne pokolenia była wykorzystywana nie tylko dla pozyskiwania
pożywienia ale także dla pozyskiwania roślin użytecznych dla ratowania zdrowia
i wielu innych a mniej zacnych celów.
W otaczającym świecie roślin nasz przodek znał ich właściwości lecznicze
i szkodzące.
A skracając wywody – Homo
erectus mieszkał w aptece zielarskiej i leki miał na wyciągnięcie ręki.
Przedstawiane przeze mnie
znaleziska (zbiór) świadczą o tym, że w różnorodnej formie i postaci leki
wyrabiał, i stosował w potrzebie.
Jest oczywiste, że na jakąś
hipotetyczną dolegliwość, mógł zjeść kilka określonych znanych ze swoich
właściwości leczniczych liści, owoce lub nasiona. Ale te same składniki rozdrobnione
stempelkiem krzemiennych na płycie i uformowane w pigułę do połknięcia są
przygotowane do natychmiastowego przyswojenia przez organizm. Piszę o użyciu stempelków, bo użycie
zgniataczy lub rozcieraczy do mikroskopijnej ilości leku kończyło się tylko pobrudzeniem
narzędzia.
Porcji leku przygotowanej do
połknięcie, nie trzeba było gryźć ani smakować a, jak zauważyliście za życia,
lekarstwa mają paskudny smak. Stosował
też opatrunki i maści bo znał leki na rany, wrzody i podobne zewnętrzne
przypadłości.
Był to kolejny element
sztucznego środowiska autorstwa Homo erectusa, element cywilizacyjny.
W świecie zwierząt też znane
są przypadki pozyskiwania leków lub soli mineralnych ale jest to powodowane
potrzebą organizmu a nie celowym działaniem.
Dany osobnik zaspokaja swoje i tylko swoje potrzeby zdrowotne lub braki
określonych soli mineralnych i składników odżywczych.
Nasz przodek miał na
względzie zdrowie i potrzeby organizmu nie tylko swoje ale i swoich dzieci,
rodziny czy grupy. Przysposabiał sobie
znane specyfiki i aplikował do użycia pozostałym (potrzebującym) osobnikom.
Ale zanim to zrobił, musiał
dolegliwość rozpoznać czyli zdiagnozować – od początku do końca było to
działanie celowe (przemyślane) i skuteczne, bo gatunek przeżył w tamtych warunkach
klimatycznych. A diagnostyka oznacza
znajomość budowy i działania własnego organizmu, znajomość przyczyn i
skutków. Anatomię znał, bo ćwiartował
i patroszył zwierzynę. Wiedział co
jest co, przecież nie był głupi – widział podobieństwa i różnice w budowie
organizmów, nie musiał kroić swoich współplemieńców, bo myślał. Jego medycyna sprowadzała się do znanego
nam leczenia objawowego, prymitywnego ale wystarczającego w tamtych czasach i na
tamtym poziomie.
Hi, hi, leczenia
praktykowanego do dziś – skąd ja to znam?
Smakosze już zadają mi pytanie;
czy nasz przodek znał używki roślinne?
Odpowiadam; znał mnóstwo
roślin i grzybów o działaniu zarówno leczniczym, trującym jak i
halucynogennym. Bo żył w świecie,
który poznawał przez milion lat, a który współczesna farmacja oparta głównie na
chemii dopiero rozpoznaje. Odpowiednikiem
jego działań są dziś kultury prymitywne naszej cywilizacji, ich medycyna też jest
„medycyną naturalną”.
Sztuczny człowiek w sztucznym
środowisku zatracił kontakt z Naturą, zatracił smak, węch i
spostrzegawczość. Bo Matka Natura od
zawsze mówiła wszystkim stworzeniom dookoła językiem, który my zatraciliśmy.
Gorzkim smakiem, brzydkimi
zapachami i kolorami Natura mówi – nie ruszaj, poniechaj. Żółty, czerwony czy czarny kolor ostrzegają
a kombinacje żółtego lub czerwonego z czarnym krzyczą z daleka – uciekaj! Smak gorzki mówi – nie jedz, słodki –
prosi, żeby go zjeść (nie znam słodkiej trucizny, no chyba, że cukier spożywany
bez umiaru!).
Brzydkie zapachy czyli smrody
odstręczają albo ściągają na łatwy posiłek wyspecjalizowane gatunki, głównie
robactwo. Dla jednych jest to
ostrzeżenie, dla innych zachęta. Są
to sygnały, to mowa Natury adresowana do całego środowiska.
Nieznany czysty specyfik, roztarty na miałko i uformowany w porcję.
Bez tłuszczu i białka, podatny na zniszczenie - rozsypuje się. Widoczne wykruszenie a w nim struktura materii.
A jak widać w artefaktach, Homo
erectus próbował zakazanych przez Naturę smaków, zapachów i kolorów. Wykombinował sobie, że Natura stworzyła je w
jakimś bardzo określonym celu. I nie
mylił się, bo wiele z nich to w większości trucizny, które w odpowiednich i
minimalnych dawkach okazywały się przydatne.
Nasz przodek nie miał
nowoczesnej aparatury badawczej, rozpoznawał te surowce - farmaceutyki - empirycznie
na własnym organizmie a zdobyte obserwacje i doświadczenia przekazywał innym. Ten proces i eksperymenty trwały przez tysiące
pokoleń. Potomkom przekazywał procedury diagnozowania i
receptury. Z wyników
korzystał rozsądnie, nie nadużywał i przeżył.
I znak zapytania w tytule
okazał się niepotrzebny, bo to on dał nam podstawy „medycyny naturalnej”.
P.s. Do słów – dał nam podstawy „medycyny
naturalnej” – odniosę się w końcu drugiego tomu w eseju p.t. „Spuścizna”. Niech uczonym (w mądrości swojej) nie
wydaje się, że nie było kontaktu (!).
A to znaczy, że mam wystarczającą ilość przesłanek, które muszę
poukładać w głowie, aby je spisać za rok.
Foto autor Roman
Wysocki
Konsultacja naukowa mgr.inż.
Magdalena Ogórek (dietetyk).
15.08.2014 Bystrzyca Górna
k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.