Translate

II.Cywilizacja Homo erectus. Nie tak miało być. Test.



Skamieniały mózg noworodka, fragment - widok od skroni lewej - powiększenie, moneta 1 gr. PLN średn. ok. 15 mmm.

Widok od góry.


Widok od dołu.


Widok od skroni prawej.


Widok od tyłu, potylica.


Widok przełomu, utrącona część czołowa.


Zbliżenie udaru mózgowego.


Nie tak miało być.
Działanie na wyobraźnię nr 14.
Przyszło mi wrócić do mojej (o)błędnej teorii z pierwszego eseju cyklu „Homo erectus tu był” – p.t. „O prehistorii Doliny Bobru” a dotyczącej migracji gatunku przez Bramę Czesko-Morawską.  To i artefakty nie znane uczonym stało się archeologicznym trzęsieniem ziemi, później było już tylko ciekawiej a napięcie rosło.   Prezentowałem i opisywałem kolejne a nieznane artefakty świadczące o tym, że było inaczej niż stoi w księgach.   Uczeni byli uprzejmi popełnić grzech generalizacji używając słowa NIE z tym wszystkim, co dalej pisali.   Wyrządzili przy tym spustoszenie naszej wiedzy o przodkach.    Moje artefakty mówią coś zupełnie innego.   I tu dygresja, ja te artefakty znalazłem zupełnie niewinnie, bo szukałem a oni wcale ich nie szukali.   Nie obyło się bez arogancji i wypowiedzi typu cyt. „pomijając moje osobiste odczucia”.  Bo to odbieram jako wycieczkę osobistą a nie jako wypowiedź na temat.
I wedle moich przypuszczeń Homo erectus dotarł w nasze strony około 1,6-1,5 mln. lat  p.u. (przed uczonymi).   Po zasiedleniu Dolinę Bobru zamieszkiwały setki może nawet tysiące rodzin człowieczych Homo erectusa i to w tym samym czasie a nie w rozciągłości na 1,2 mln. lat.
 
Piszę o dużych liczbach, bo dla zachowania ciągłości populacji w tak długim czasie (do 400 tys. lat p.u) niezbędne jest spełnienie warunku minimum stosunków ilościowych.  Nadmienię tu o zapisach, wg których gatunek ludzki był już zagrożony wyginięciem.   Wg jednych wspomina się w różnych okresach o 1 tys. osobników w innych o 70-100 osobnikach (zapisy dotyczą historii Homo sapiens).   Znaczy to, że w niebiesiech byliśmy już zapisani w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych.
Tu też muszę poprawić swoje kalkulacje z poprzednich esejów a opartych na danych uczonych, bo 1,2 mln lat daje w podziale 80 tys. pokoleń.  Przypuszczam, że śmiertelność przy porodach, wśród niemowląt i w okresie dziecięcym była bardzo duża.  Nasi przodkowie musieli się bardzo starać, aby nasz gatunek nie wymarł.  Iżbyśmy dziś na tym świecie byli i zniszczyli go do reszty – bo to świat jest teraz zagrożony ze wszystkim, co jeszcze żyje dookoła.
A moje kolejne znalezisko jest przykładem kruchości życia istoty człowieczej.

Lu była młodą kobietą w rodzinie zamieszkującej Dolinę Bobru pomiędzy dzisiejszą Sobotą a Lwówkiem Śląskim.  Jej nowo narodzony syn nie dawał oznak życia, nie poruszał się, nie krzyczał.  Do bólów porodowych dołączył teraz ból ściskający gardło i rozrywający wnętrzności.  Ból tym większy, że Wu, nowonarodzony miał być jej pierwszym dzieckiem.  W porodzie pomagały jej inne kobiety obeznane z porodem ale śmierć dziecka przy porodzie była dla wszystkich tragedią i wielką stratą.   Uspokajały i pocieszały Lu jak mogły, zajęły się zwłokami.  Zaraz na miejscu znalazł się ojciec, ogarnął Lu ramionami, on nie miał do niej pretensji choć potomek spełniałby jego oczekiwania.  Od ilości potomstwa zależała jego pozycja w rodzinie i w grupie.  Od tych narodzin miała się zacząć jego rodzina, bo jako para z Lu byli tylko luźnym związkiem.  Każdy konkurent mógł ten związek zniszczyć, pozyskać jej aprobatę, posiąść Lu i mieć z nią potomstwo.  Ale on kochał Lu i potrafi jej to okazać, nawet śmierć syna nie mogła go do niej zniechęcić.  Toteż pocieszał Lu tak jak potrafił, kobiety delikatnie ale stanowczo wyjęły zwłoki dziecka z rąk matki.  Zawinęły je w skórę i cała grupa udała się poza obozowisko.  Tam pod Górą Przodków wygrzebali rękoma dołek w trawie, złożyli zwłoki głową na południe (żeby nie oślepiało go Słońce) i obłożyli mogiłę kamieniami a to po to, żeby spało spokojne od zwierząt.  Rodzice pozostali przy mogile, ona szlochająca w objęciach towarzysza, reszta odeszła do swoich zajęć.  Stali nad mogiłą czas jakiś dotknięci niepojętym okrucieństwem, ogarnięci wielkim bólem.   Naszych przodków też doświadczał okrutny los.   I ten ból przeżywali całym swoim jestestwem, cierpieli tak samo jak my.    I pisanie, że nie mieli uczuć, bo nie mieli takiego ośrodka w mózgu, jest bzdurą.    Ich mózg był i mniejszy od naszego i zbudowany nieco inaczej.
Doszukiwanie się ośrodka uczuć w naszej lokalizacji jest błędem, mózg jest zaskakująco zmienny w swoich adaptacjach (mutacjach), ponadto mózg przez cały czas życia osobnika rozwija się.    Takie uczucia jak rodzicielstwo, macierzyństwo, ojcostwo, miłość, zazdrość, rozpacz, nienawiść i wiele innych ale równie podłych uczuć odziedziczyliśmy po przodkach.   To one wyróżniały nas wśród zwierząt.

Dziecko spało spokojnie ale jako zwłoki stało się obiektem destrukcji.
1. Destrukcja organiczna - rozkład zwłok (spadek ciśnienia osmotycznego (wewnątrzkomórkowego), stężenia pośmiertne (kilka godzin po śmierci), procesy gnilne i gazotwórcze z udziałem bakterii.  Konsumpcja przez bakterie, owady i robale z ziemi.  Rozkład organiczny zamieniający ciało (tkanki miękkie) w „pulpę”, gęsty płyn wypełniający skórę i jamy ciała.  W klimacie ciepłym i przy dostępie powietrza pozostają tylko kości w tym czaszka wypełniona gęstniejącym sosem.  Możliwa mumifikacja, szczątki – kości powleczone skórą i wyschniętymi mięśniami.   W tej fazie możliwe jest też rozwleczenie szczątków przez zwierzęta.
2. Destrukcja mineralna (fosylizacja) – w ciągu setek tysięcy lat szczątki poddawane są działaniu wody i składników mineralnych w niej zawartych.  Jeśli jest to krzemionka, to już wiecie, podobnie dzieje się z węglanem wapnia.   Przenika z wody do szczątków.  Odkłada się w tkankach miękkich jeśli jeszcze pozostały), wypełnia jamy i otwory ciała.   Tam, podobnie do krzemionki tworzy skupiska drobnokrystaliczne lub wyraźne kryształy.   Buduje swoje struktury krystaliczne zmieniając przy tym budowę i wygląd szczątków.   I jest to działanie wtórne.    Węglan wapnia nie działał tak agresywnie jak krzemionka, jak opisywałem to w esejach o ślimakach.   Krzemionka zabijała (rozpuszczała tkanki miękkie) żywe organizmy, węglan wapnia żywego nie ruszy.
Najczęstszym przykładem destrukcji mineralnej jest wypełnienie pustych przestrzeni materiałem z otoczenia szczątków.    Piach, ziemia, żwir wypełniają jamy ciała lub puste przestrzenie po przegniłych organizmach tworząc wypełnienia twardniejące z czasem na kamień.    Jeśli w szczątkach pozostaje jeszcze sos staje się wtedy spoiwem dla wypełniacza.    I z tym mamy do czynienia niemal na każdym kroku w postaci różnych obłych a nie obtoczonych ani nie szlifowanych kamieni.

I następne etapy destrukcji dotyczące skamieniałych już szczątków.
3. Destrukcja geologiczna – rozczłonkowanie i rozproszenie skamieniałych szczątków na skutek transportu postępującego lądolodu, także: zalew morza, transport wodami rzeki, ruchy tektoniczne płyt kontynentalnych, wypiętrzanie gór i wulkanów itp. kataklizmy.
4. Destrukcja mechaniczna – kruszenie i (lub) obtaczanie i szlifowanie fragmentów szczątków lub ich wypełnień.    To proces towarzyszący zlodowaceniom, zachodzący pod działaniem lądolodu zarówno przed lądolodem (morena czołowa) jaki i pod naciskiem lądolodu.   Procesy te zachodzą także w wodzie zarówno w rzekach jak i na wybrzeżach morskich; kruszenie, obtaczanie i szlifowanie spowodowane bezustannym ruchom wody.
5.   Destrukcja naturalna – erozja na powierzchni pod działaniem Słońca, opadów i wiatrów oraz ciągłych zmian temperatur.    Kamień pęka i rozsypuje się na piach.

Opisując nieszczęśliwe zdarzenie nadaję kobiecie imię Lu, po angielsku Lucy a po naszemu Lucyna ale tego by Homo erectus nie wymówił.  Nawiązuję do Lucy, bo ta znana jest Czytelnikom i jest punktem odniesienia do poszukiwań w polskiej Dolinie Olduwaj – w Dolinie Bobru.   I trzeba jej szukać w terenie a nie w książkach.   Szczątki Lucyny lub jej męża czekają na tego, kto zechce ich szukać.   A moje znalezisko jest dowodem, że warto to robić.

Znalezisko, po które pochyliłem się dn.06.09.2013 ok. godz. 13-tej w wyrobisku żwiru pod Wleniem.   To wyrobisko, to morena czołowa lądolodu, który zatrzymał się na południowy wschód od Wlenia.  Ten zatrzymał się na skutek chwilowego (kilkuletniego) ocieplenia pozostawiając zwały piachu i żwiru, po tym powędrował dalej w góry na spotkanie z miejscowymi lodowcami schodzącymi z Karkonoszy.   Pozostawił po sobie 20 może 30-to metrową górę tego, co zagarnął po drodze ze Lwówka a przecież wędrował Doliną Bobru, to on ją wyrzeźbił.  Góra, z której pozostały resztki na skutek tysiącletniej eksploatacji materiałów do budowy wielkości Wlenia i okolic a dzisiejszej Ziemi Niczyjej.
Opisuję sytuację szczegółowo, jako że nie muszę ale mogę zgłosić znalezisko Konserwatorowi Zabytków.   Nie muszę, bo nie są to szczątki ani artefakt jaki, jest to tylko fragment skamieniałego wypełnienia czaszki.   Jedyne elementy skamieniałe (pierwotne do destrukcji) to pasek opony mózgowej i nieczytelne fragmenty móżdżka i okolic od spodu kamienia.   Znaleziony na wyrobisku żwiru, nie ma żadnego kontekstu archeologicznego.
A zgłosić chcę, aby zwrócić uwagę na to, że Homo erectus nie był na Ziemi Niczyjej zdarzeniem epizodycznym, był tu stałym mieszkańcem przez ponad milion lat (wg mnie).   Co więcej znajdując tu sprzyjające warunki wcale nie wędrował za stadami, prowadził osiadły tryb życia.   Stada miał w zasięgu oszczepu na sawannach, tam się wyprawiał i miał dokąd wracać z polowania.  Wracał w góry dla bezpieczeństwa swojego i swojej rodziny i do rzeki, bo ta dawała stałe wyżywienie.   Nasz praprzodek zamieszkiwał tę okolicę masowo.

Powyżej opisywałem kolejne stadia destrukcji (niszczenia) szczątków organizmów, bo sam sobie jako i Wam muszę objaśnić znalezisko.
Podejmując kamień z ziemi od razu rzuciła mi się na oczy część potyliczna przynależna mózgowi.  Obracając znalezisko w dłoniach dopatrzyłem się dużego wzniesienia w części ciemieniowej i co najważniejsze zauważyłem fragment (pasek) pozostałości po oponach mózgowych.   Oczywiste jest, że te nazwy części i budowę mózgu przepatrzyłem w GMT (Globalnej Maszynie Telepatycznej) na stronach Wikipedii i Gogli, musiałem je poznać i nauczyć stosować, żeby mój przekaz był zrozumiały dla wszystkich.   Przecie jestem nieukiem i o mózgu wiem tylko tyle, że chyba go posiadam (chociaż są tacy, którzy mnie od tego odwodzą).   Jestem prostym technikiem felietonistą (w najlepszym rozumieniu tych słów), dotykam tematów wielkich a że piszę dla wszystkich, muszę pisać prostymi słowy a i to z małej litery.

Wpatrywałem się w kamień przez dni kilka próbując wypatrzeć bruzdę między półkulami.   Dopatrzyłem się pokruszonych fragmentów móżdżka pod częścią ciemieniową.  W wywyższeniu części ciemieniowej (szczytowej kamienia) dopatrzyłem się nawet swojego guza na wyobraźni ale bruzdy ani, ani.    Z takim przewyższeniem widocznym jako wystająca w stożek czaszka do dziś rodzą się niekiedy noworodki.   Ten widoczny feler zanika w ciągu kilku tygodni rozwoju i zrastania się czaszki.    Wiem, bo widziałem noworodka, chłopak, wyrastał normalnie.    Po dwóch latach usłyszałem od niego pierwsze pełne zdanie:
- Wujek, nie opowiadaj dzieckowi głupotów.
Znaczyło to, że rozumował poprawnie, trafnie oceniał moje opowieści.   
Wyrósł na porządnego, bo wykształconego człowieka.    Wu też miał taki czubek na czaszce ale jemu nie dane było przeżyć nawet chwili życia.  
Matka Natura w odróżnieniu od innych zwierząt obdarzyła nas inną budową a duża czaszka stała się problemem porodowym.  Ten problem też nam ułatwiła powodując okresowe rozluźnienie kości miednicy tzw rozwarcie a noworodkom miękką i nie zrośniętą czaszkę.

Dopiero po kilku konsultacjach z kolegą, który to był świadkiem znaleziska, zaświtało mi w głowie (a jednak coś tam jest!), że znalezisko nie jest skamieniałym mózgiem tylko kamiennym wypełnieniem.    Jest odlewem wnętrza czaszki a tam nie ma blaszki rozdzielającej półkule mózgowe.
Nomen, omen, kiedy pisałem te słowa w telewizji „szedł” materiał o fragmencie czaszki  z drukarki i nic tam nie wystawało do środka a też dotyczyło najwyższego fragmentu, jak w moim znalezisku.
I dlatego opisywałem kolejne fazy destrukcji; w procesie gnilnym czaszka Wu wypełniła się sosem powstałym z substancji szarej wraz z substancjami, które wypełniały bruzdę pomiędzy półkulami aż po opony mózgowe.    W procesie mineralizacji, przez setki tysięcy lat, sos ulegał mineralizacji – zamienił się w kamień.   I nie zajmuje mnie wcale czy to jest krzemionka, czy węglan wapnia.
W procesie destrukcji geologicznej szczątki zagarnął lądolód, rozczłonkował je w czasie transportu do Wlenia.    Wtedy też kości czaszki zostały odłupane od zawartości czyli kamiennego wypełnienia.    Później kamień uległ obtoczeniu i oszlifowaniu a na końcu niewinnie została utrącona część czołowa wypełnienia.   
Krawędzie odłupania nie są oszlifowane, odłupanie nastąpiło niedawno, być może na miejscu znaleziska.
Na prawej skroni zachował się fragment opon mózgowych, uchował się pomimo dokładnego szlifowania.    Zachował się dobrze, bo widoczna jest faktura (rysunek na powierzchni) odciśniętej czaszki  od środka.    Na brzegu szlifu widoczne są kolejne warstwy.   I na wierzchu ta ostatnia warstwa, to zewnętrzna warstwa mózgu, opona twarda a jednocześnie okostna kości czaszki (od środka).

Do wyrobiska żwiru wybrałem się z kolegą jego samochodem.   Nie uśmiechało mi się wracać 8 km do domu pieszo z pełnym obciążeniem.    Potrzebowałem dużych otoczaków krzemiennych do mojej pracowni dydaktycznej ( ciągle w  budowie!).  A to na materiały do ćwiczeń i demonstracji archeologicznych, do zajęć łupania krzemieni na narzędzia, do pokazów praktycznego zastosowania tych narzędzi takoż do krzesania ognia.    Jakiż był mój zawód, znalazłem tylko jeden (!) nieistotny fragment krzemienia i ani śladu krzemiennych otoczaków.   Wiedziałem za to, że kamień, który to znalazłem i tu opisuję, będzie powodem moich wielkich kłopotów.
Jako w zwyczaju Czytelnicy tego zacnego portalu pierwsi dowiadują się o moim
najnowszym znalezisku.   A wracając do tego, co już napisałem na nie wiem ilu stronach, mój cykl (książka) stał się przewodnikiem po skamieniałościach bogato ilustrowanym przykładami, artefaktami.    I mam tu przewagę nad uczonymi tekstami.    Moich tekstów nie trzeba czytać ze zrozumieniem, bo są ze zrozumieniem napisane.
I dobrze mi tak a na pożytek Waszej Wyobraźni.  

Po napisaniu tego tekstu i wykonaniu zdjęć, po obejrzeniu powiększeń muszę sprostować.    Nie tak miało być ale bajki nie skasowałem.

Wu zginął nagłą śmiercią tuż po porodzie a przypuszczalne przyczyny śmierci to:
- wypadek podczas porodu, siłowe wspomaganie (wyciąganie płodu),
- nagłe zdarzenie np. atak drapieżnika,
- został uśmiercony tuż po urodzeniu, selekcja wszelkich odmienności np. spiczastej czaszki.   Grupa mogła mieć wątpliwości, co z niego wyrośnie a takiego objawu nie akceptowała.   O mord rytualny jeszcze ich nie posądzam ale jeśli znajdę dowody, to na pewno opiszę.
Przemawiają za tym ślady w kamieniu w części ciemieniowej na lewej „półkuli” wskazujące na głęboki uraz czaszki, pęknięcie czaszki i wniknięcie krawędzi kości w głąb mózgu, przerwanie ciągłości wszystkich opon i ranę w mózgu.  Rozległy krwotok podpajenczynowy, ślady krwi są wszędzie na styku mózgu z oponami mózgowymi.  Na zdjęciach w dużym powiększeniu zobaczyłem to, czego mogłem się tylko domyślać.
Sprawa godna jest uwagi i opinii patologa na ten temat, bardzo proszę o kontakt, adres mailowy na końcu strony.   Oczywiście, wynik podam do wiadomości Czytelników.   I już dziękuję za pomoc.

P.s. To naprawdę był dla mnie ciężki tekst.  Pisałem w zapamiętaniu kilka dni o chłodzie, brudzie i głodzie.   Kości czaszki mi się poluzowały, muszę się teraz ogarnąć.  I nic to, i nie jest ważne czy to wszystko jest prawdą, ważna jest Wasza Wyobraźnia.  No, może jeszcze wypieki na twarzy u tych, którzy dobrnęli do końca tekstu.   Na zdrowie!

Foto autor                                                                 Roman Wysocki
Udział w wyprawie i konsultacja medyczna tekstu - Andrzej Lubaszka MD (położnik).
12.09.2013Bystrzyca G. k.Wlenia
„Stróża” pracownia dydaktyczna w budowie.
Prawa autorskie zastrzeżone.
czarnyroman@hotmail.com 


Homo erectus tu był.

Działanie na wyobraźnię nr15 – test.
Proszę rozsiąść się wygodnie, w zasięgu ręki postawcie kawę lub herbatę i słodycze (na wszelki wypadek).   Gotowi, no to do roboty!
W dzisiejszym spotkaniu przyszło mi sprawdzić czy moje wyimaginowane działania odniosły swój niewymierny skutek.    Już na wstępie zastrzegam, że to nic nie boli.   To wysiłek umysłowy bez żadnych konsekwencji emocjonalnych a tym bardziej fizycznych.
Zastrzegam też, że ten test nie ma nic wspólnego z inteligencją.    Bo inteligencja to wiedza dobrze poukładana w celu osiągnięcia największych korzyści i jest mierzalna – współczynnik IQ.    A owego IQ we mnie czyli nędzarzu nikt nie uświadczy,   Dzwonili do mnie z Mensy, żebym zaniechał testów, bo serwer im wysadza.  Wszak ludzie inteligentni a więc wykształceni zasiadają głównie w urzędach ; rządach, zarządach, radach itp. i mają z tego wymierne korzyści niejako z urzędu.    To znaczy, że myśleć racjonalnie mogą ale nie muszą.    Ten współczynnik jest mierzalny i powtarzalny, to znaczy, że połączenia neuronów są stałe a zmiany w ich mózgach są nieodwracalne.    A to wszystko do kupy z wyobraźnią nie ma nic wspólnego.   

Pytanie pierwsze i ostatnie - czy widzieliście kwadratowe jaja?
(odpowiedź na końcu numeru –  proszą nie podglądać!).

Dla łatwiejszego zrozumienia Homo erectusa uczeni sięgnęli po pustą a może wypełnioną kamieniem czaszkę owego i zaczęli w tej pustce grzebać, szukać części i obszarów przynależnych ale naszemu współczesnemu gatunkowi.    Tu muszę zaznaczyć, że mózg człowieka jest dotąd niezbadany, dopiero teraz znalazły się na to fundusze europejskie.    Już teraz widzę OCZAMI WYOBRAŹNI jakie będą afery i przewały, i dam głowę, że naprawdę na badania zostanie wydane najwyżej 15% planowanej i wydatkowanej sumy.   I chyba się nie mylę skoro taka jest skuteczność owych funduszów (ujawniona w statystykach).    Wybaczcie dygresję ale nie mogłem się powstrzymać. 
Tak naprawdę to uczonym znany jest tylko mózg świnki morskiej i to hodowlanej - już oni wiedzą, co ona ma na myśli.    Tak czy inaczej, świnkę przebadali doszczętnie i rozumu żadnego w niej nie znaleźli.   Póki co,  ludziom poddawanym badaniom podłączali do mózgów żarówy i notowali, które żarówki zapalały się w reakcji na określone bodźce.    Oczywiście, że upraszczam – służy do tego precyzyjny, czuły i delikatny sprzęt badawczy zakończony komputerem a to wszystko z najnowszych badań nad zabijaniem, czyli wynalazków nad uzbrojeniem.    Zabijanie jest priorytetem naszego postępu technicznego i po latach najnowsze odkrycia nauki i techniki (dotąd ściśle tajne) mają swoje odpowiedniki w metodach badawczych, życiu codziennym a nade wszystko w komunikacji.
Tak wyróżniono obszary odpowiedzialne, sporządzono mapy mózgu bardzo podobne do średniowiecznych map świata i równie dokładne.    Wtedy też odkryli OBSZAR NIEWIEDZY o mózgu, jak się domyślacie, chodzi mi o owe 85-90% przestrzenie nie mierzalnych, w których raz to coś (żarówka) zabłyśnie innym razem jeno się lekko zajaży albo i wcale, reakcje przypadkowe a więc nie poddające się opisowi statystycznemu.   Może stosowali nie te bodźce, co trzeba?   
Bałamutnie zmierzam do tego, że nasz przodek też ten obszar posiadał a Matka Natura nie stworzyła go po próżnicy, np. do balansowania i równoważenia ciężaru przy stawaniu na głowie.    Stworzyła olbrzymią masę istoty szarej, której nie można umiejscowić, przypisać do konkretnej części mózgu do zagospodarowania przez naszą WYOBRAŹNIĘ.    Bezkresne manowce otaczające określone ośrodki, będące nawet ich częścią albo zupełnie luźne, rozproszone.
To masa rozprzestrzeniona w całym mózgu w tym, w poszczególnych jego częściach w większych lub mniejszych ilościach.    I jeśli nie piszę, że zalegająca, to dlatego, że Wy właśnie jej używacie.    To w niej Wasze myśli tworzą kolejne nowe połączenia neuronów.
Rozum to zaczyn - nareszcie użyłem tych słów!
Byleby tylko było o czym myśleć a jeśli myśleniu towarzyszą emocje , doznania i ćwiczenia (trening), powstają trwałe połączenia, na zawsze.    To wykorzystują spece od reklamy, aż nadto.   Ale najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że tej masy nie zabraknie.    Komórki naszego ciała starzeją się i giną, odradzają, regenerują i uzupełniają do samego końca.   Do czasu, kiedy to któryś z organów nie nadąży albo zniszczycie (zabijecie) je sami.    Uwaga młodzi, alkohol i używki rozpuszczają szare komórki!

Badacze mierząc czaszki naszego przodka wymierzyli objętość jego mózgu i w skrajnych przypadkach (na kilku znalezionych dotychczas szczątkach) doliczyli się od 700 do 1200 cm.szesc. objętości.    Okazało się, że to stanowczo za dużo dla istoty o znanych nam wymiarach.   Wielkość mózgu uzależniona jest od wymiarów osobnika.   I u słonia jest ona wielokrotnie większa od mózgu myszy a nawet naszego.    Masa mózgu jest przyrównywana do masy ciała i przy takim porównaniu wyszła superata na naszą korzyść.    Mózg mamy stanowczo za duży i nasz przodek też tak miał.    Przerost masy nad treścią, jako że nie wiadomo, co tam się dzieje.
Od początku swoich badań nad Hono erectusem zadawałem sobie pytanie skąd wziął się u niego ów nadmiar istoty szarej.   I tu muszę się cofnąć do najstarszego w świecie fermentu, com go opisywał.    Otóż lemury, bo o nich była mowa, zmieniły dietę na owocową zyskując poprawę swojej sprawności.  To była większa szybkość reakcji, wyższa dyspozycyjność organów i narządów ruchu a to wszystko za przyczyną wzrostu masy mózgu karmionego cukrem.    Takie zmiany Natura premiuje wyższą przeżywalnością gatunku ale i ogranicza specjalizując gatunek.    Dobrze jeśli gatunek zmienia się na lepsze ale może nie nadążyć za zmianami środowiska ze względu na specjalizację.    A takie zmiany nastąpiły po wielu milionach lat i ok. 6-5 mln. lat p.u. te zmiany klimatu (a nie ferment) sprowadziły ówczesne małpy na ziemię.
I tu rozeszły się nasze ludzkie drogi z drogami zwierząt.
Mózgi i ręce naszych wtedy przodków były przygotowane na podjęcie z ziemi kamienia, ułamania gałęzi i zrobienia z nich użytku.    Ich mózgi już miały do wykarmienia niezbędny nadmiar szarych komórek gotowych do „robienia na drutach”, do tworzenia kolejnych nowych połączeń neuronów.    Do składania nowych myśli i rozwijanie sprawności ruchowej – do działania i to nie tylko na rzecz układu pokarmowego czy rozmnażania.
Małpopodobni, bo początkowo na czworakach albo podpierając się rękami, przetrwaliśmy niekorzystne zmiany klimatyczne daliśmy odpór drapieżcom, ba sami staliśmy się w drapieżnikami.    Natura podpowiedziała nam następną wysokokaloryczną i dostępną dietę.   Nasi przodkowie stali się wszystkożerni.   Nasz mózg zużywa 20-30% naszego spożycia czyli zapotrzebowania energetycznego.    I nasi przodkowie musieli temu sprostać, musieli spożywać więcej kalorii od innych zwierząt.   Eksperymenty Matki Natury z modelami roślinożernymi naszych przodków nie powiodły się.
Postępujący rozwój mózgu przez okres od 6 do 2 mln. lat p.u. pozostanie dla nauki wielką niewiadomą.

Ale wiadomy jest efekt tych przemian; to sprawna fizycznie istota myśląca gotowa do podejmowania decyzji i do podejmowania działań.
Homo erectus był tworem ewolucji gotowym do sprostania przeciwieństwom, do przeżycia, do pozostawienia potomstwa ale i do czegoś więcej.    Bolesnym felerem, niedopracowanym przez Naturę pozostał nam kręgosłup, wiem to po sobie a i większość populacji to potwierdzi, bo cierpi.    A do tego tylko dwa komplety zębów.
Zupełnie niedawno dopadłem do książki o odkryciach dotyczących od początku naszych przodków pitekantropów i następnych w Dolinie Olduwaj.    Z wypiekami na twarzy czytałem o dziesiątkach lat poszukiwań i poświęceniach i słusznym uporze odkrywców.    I już tam na stronach okazało się, że poza mniej lub bardziej obfitych zbiorach, na które składało się kilka kości nasza wiedza o przodkach wynosi zero przecinek zero informacji.
Stąd też owi odkrywcy skłonili kilka osób znających się na rzeczy do podjęcia badań nad naczelnymi i to badań w ich środowisku naturalnym.    Przez 20-30 lat naukowcy z pełnym poświęceniem, w izolacji od świata, obserwowali i opisywali zachowania poszczególnych gatunków naszego naczelnego rzędu.    Okazało się wtedy, że żyjemy na planecie wśród zwierząt, których w ogóle nie znamy.    Wraz z postępem technicznym użyciem coraz to zmyślniejszych narzędzi do dokumentowania (kamer, aparatów fotograficznych i zapisu dźwięku) zaczęto produkować materiały filmowe pokazujące życie i obyczaje tych zwierząt.    Filmy o tej tematyce a opierające się na bliskich znajomościach uczonych z obiektami obserwacji (bo tylko tak dawały się podejść), zostały udostępnione mediom na całym świecie na przełomie XXI-go wieku i fascynują do dziś.
I bardzo dobrze, jednak problem powrócił.    Badania i filmy świetnie oddają zakładane cele – życie tych i tylko tych gatunków w rodzinie i otaczającym je środowisku - ale nie wyjaśniają w żaden sposób życia i zwyczajów naszych przodków.    Naszym przodkom nie można przypisywać ich cech a szczególnie tych incydentalnych występujących w ściśle określonych okolicznościach.
Bo, jakby tak przypisywać im dominację w rodzinie goryla z agresją pawianów i dodać do tego incydentalny kanibalizm szympansów, to wypisz wymaluj wychodzi z tego King-kong.    I takim przekonaniem, taką wizją, karmią nas dziesiątki filmów fabularnych.     Powstają następne i nijak nie zapełniają one pustki niewiadomych o naszych przodkach.    One wypaczają obraz Homo erectusa, jego przodków i następców.    Ale dobrze, bo dziś, kto ma do tego środki, dokumentuje wszystko dookoła.    Kto żyw kręci wszystko co się rusza lub rośnie!  
Kontynuując myśl, nie sposób pominąć filmów, dokumentujących inne gatunki np. słonie.     Wielu z Was widziało film, w którym stado ratuje małe słoniątko, które wpadło do bagna.   Matka i kilka innych dorosłych weszło do bagna aby wyciągnąć lub wypchnąć maleństwo na brzeg, pozostałe depcząc po skarpie utwardzały ten brzeg, aby dziecko miało na czym postawić nogi.    Brało w tym udział całe stado.   Byłem wstrząśnięty i zauroczony wystarczająco, aby stwierdzić, że;
Zwierzęta myślą!
Oczywiście, że w bardzo ograniczonym zakresie ale myślą i tak zwane zachowania społeczne to nic innego, tylko przejawy tego myślenia.    Wie o tym każdy posiadacz czworonożnego przyjaciela.
Po uczonych z ubiegłych wieków pozostało nam w spadku słowo „instynkt”.
Dziś należałoby ten termin zweryfikować, bo określone zachowania w określonych okolicznościach przypisywane zwierzętom to nie żaden instynkt, tylko stałe połączenia pomiędzy neuronami w mózgu.    To trwały zapis reakcji na określone bodźce.    I tak było przez miliony lat u wszystkich istniejących gatunków, które rodząc się lub dochodząc do formy dorosłej miały to wszystko, co wiąże się z przeżyciem na stałe zapisane w mózgu.   Były gotowe do walki o przeżycie.    I nijak nie da się dziś powiedzieć, że to instynkt.
Nieprzypadkowo mówimy – zrobiłem to instynktownie – w znaczeniu, że wcale o tym nie myślałem, zrobiłem bezwiednie.    To prawda pozorna, bo tak naprawdę, to zadziałały stałe połączenia, neurony wykonały to, co miały zapisane, zrobiły to bez naszej woli i wiedzy.   I prawda, bo wcale o tym nie myśleliście.
Przełomem stały się ssaki, które rodzą się z niezbędnym zapisem czynności potrzebnych do przeżycia noworodka ale dalej, od urodzenia muszą uczyć się życia.    Uczą się tego od środowiska i od rodziców, są przez rodziców wychowywane przez cały okres opieki dla danego gatunku.
Jako ssaki rodzimy się z gładką (??? – tego nie udało mi się sprawdzić) korą mózgową, to zewnętrzna warstwa mózgu, na której bruzdami i grzbietami wzgórz odkładają się kolejne zapisy.   

Ale zanurzmy się teraz w wyobraźni, tam jest odpowiedź na moje pytanie testowe.    Zamknijcie oczy, dla pomocy w demonstracji potrzebne jest Wam przypomnienie talerzyka, na którym jadacie śniadanie.   Widzicie?
Stoi pusty po brzegi ale wystarczy pomyśleć o kwadratowych jajach i już są w ilości takiej, na jaką macie właśnie apetyt; dwa, pięć, wedle woli.
Kto widział, zdał celująco.    Czas pławić się w wyobraźni wszak nasz mózg jest w niej zanurzony.

SPROSTOWANIE
Pod fotografią nr1 artykułu p.t. „Homo erectus tu był – dziecko” byłem nieuprzejmy podpisując słowami – Niestety to nie skamieniałość.
Zapewne Czytelnicy w czasie czytania i na kolejnych fotografiach zobaczyli;
- że to jest skamieniałość !
Swoje wywody prowadziłem przez objawy destrukcji, czyli zniszczenia i działanie wtórne fosylizacji (skamienienia), palcem wskazywałem ślady urazu czaszkowo mózgowego, ślady wylewu podpajęczynowego.   To ślady, które nie należą się wypełnieniu.    Bo nie jest to wypełnienie skoro w przełomie widoczne są bąbelki gazu z rozkładającej się istoty szarej.   Ponadto na zdjęciach widoczne są skamieniałe fragmenty opon mózgowych, kości czaszki (nieczytelne) i móżdżka.    Dla wypełnienia potrzebny był materiał obcy a tego w eksponacie brak.
Piątego dnia po publikacji nastąpił nagły wzrost ilości wejść na stronę, artykuł zaczął żyć własnym życiem, został przeczytany tam, gdzie byłem uprzejmy rozesłać linki.
Pozwoliłem sobie na eksperyment, za co Czytelników serdecznie przepraszam.
Błędny podpis pod fotografią był testem dla uczonych, zadawałem sobie bowiem pytanie;
- Czy środowisko naukowe jest przygotowane na nowe artefakty, na nowe obserwacje i wnioski, na dociekania znachora?
Po miesiącu od tej publikacji i 10 miesiącach moich działań na wyobraźnię, i wreszcie po 10 latach poszukiwań, stwierdzam, że środowisko nie zdało testu.   Wprowadziłem wszystkich w błąd, nikt nie odczytał fotografii.
Środowisko naukowe broni bastionu swojej niewiedzy o Homo erectusie, nie jest gotowe na nowe informacje i nowe artefakty.   Podobnie było z zespołem naukowców i odkryciami w Kończynach Wielkich.
Środowisko uczonych przeciążone jest autorytetami i nie jest przygotowane na NOWE bez względu na to czy owo pochodzi od naukowców czy od znachorów.
Ramy nakreślone przez pierwszych odkrywców stoją puste.   Czekają na wypełnienie treścią; artefaktami, teoriami, wnioskami, trzeba tylko myśleć.
Jak widać z powyższego „myślący kamień” daje dużo do myślenia.
P.s. Jeśli kogoś bawi to, co napisałem, to bardzo proszę, śmiejcie się i wyrażajcie swoje emocje śmiechem albo brzydkimi wyrazy.  Bo właśnie wykonałem trwałe połączenie kilku waszych neuronów, możecie teraz wracać myślą do mojego tekstu i utrwalać go.    I na zdrowie.

Roman Wysocki  
29.12.2014 Bystrzyca G. k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone
czarnyroman@hotmail.com