Translate

IV Sztuka; Akt - Wenus z Lubomierza.



Akt – Wenus z Lubomierza.
Ta książka zaczęła się bardzo niewinnie.


fot.1. Wenus z Lubomierza w ekspozycji.
Zbierając po polach „świecidełka” jak każdy, kto znajdzie się w tych stronach, zastanawiałem się nad ich pochodzenie i wiekiem.  Przyszło na mnie złe, bo  po latach odkryłem impregnujące działanie krzemionki.  I to nie tylko w skupiskach naturalnych – agatach ale także w krzemieniach, skamieniałościach organizmów i innych kamieniach.  Nauczyłem się je rozpoznawać a zgromadzone znaleziska prosiły się, żeby je usystematyzować, opisać i udostępnić publiczności.
Korzystałem z lokalnego portalu, opisywałem pojedyncze znaleziska, opisywałem czym są i w jaki sposób.  Po kilkunastu publikacjach musiałem rozdzielić tematy na skamieniałości zwierząt i artefakty po Homo erectusie.
Te pierwsze są obecnie na stronie
Stronę zostawiłem w niepamięci, z braku czasu.  Ale polecam, bo zamieszczam tam proces fosylizacji pod wpływem krzemionki – silikonizację i jedyny w świecie opis fizjologii ślimaka jednotarczowego sprzed ok.400 mln. lat.
Skupiając się na Homo erectusie, wraz z gromadzonym materiałem, zacząłem opisywać zjawiska dotyczące naszego przodka a każde zjawisko ilustrowałem wieloma artefaktami.
Z formy informacyjnej przeszedłem do edukacji.  Niewinny zaczątek od opisywania kamieni stał się z czasem podręcznikiem dla studentów i zainteresowanych, że o uczonych nie wspomnę, bo dla nich jest już za późno.
Poza osobistymi wątkami i przytykami do uczonych – za to już przeprosiłem we „Wstępie” – do tekstów wpuściłem rodzinę Wu-Ho i Lu wraz z potomstwem i krewnymi.  Było mi łatwiej pisać a nadużywanie fabuły pozwalało mi obrazować Czytelnikom życie naszych przodków.
Jednakowoż muszę uprzedzić, że są to osobniki zmyślone a dla mnie bardzo wygodne, bo uniwersalne w użyciu.  Ostrzegam, bo sprawy się skomplikowały, bo nie jest wcale ważne; czy opisuję działania Wu, czy Lu.  To mogło się zdarzyć w tamtych czasach każdemu osobnikowi w zależności od płci. Tak właśnie stało się tym razem, bo sprawy pciowe (płciowe!) wylazły z worka domysłów.

W płaskorzeźbie materiał pozwalał Lu na szczegółowy przekaz.
W realizmie i szczegółach Lu zatraciła się przy tworzeniu Wizerunku.  Wtedy delikatnymi wgnieceniami i rysunkiem modelowała rysy twarzy Wu-Hoo, konkretnej osoby do rozpoznania. 


fot.2. Wenus od tyłu.
Podczas modelowania postaci Lu nie zajmowała się wylepianiem głowy czy rąk. Rzeźby Lu dalekie są od realizmu, tworzywo jakim był tłuszcz nie pozwalało na zabawę w szczegóły, części ciała: ręce dłonie palce.  Ale wcale mi ich nie brakuje, bo zaznaczała je w wielkim skrócie, zrozumiałym dla mnie.
W rzeźbie jej przedstawienia pełne są symboliki i są wręcz napakowane mistycyzmem.  Bo ja to widzę i czuję, po latach obcowania mogę napisać, że znam jej rodzinę osobiście.  Znam też robaki (problemy), które drążyły ich głowy.


Fot.3. Wenus od spodu ekspozycji.  Na pośladku ślad obrysowania.  Lu widząc dzieło Wu-Ho zdzieliła go maczugą.
- Ja, ja mam taką …pośladek.  Odłożyła maczugę, wzięła w dłoń patyczek i obrysowała miejsce do odchudzenia – odwieczny problem, co ja gadam, problem kobiet od milionów lat.  Wu-ho rad, nie raz musiał zdjąć nadmiar materiału i zatrzeć ślady.  Jak widać, nie udało mu się ale ja zobaczyłem te ślady dopiero na powiększeniu.
To też oznacza działanie celowe.

Osoba lepiąca korzystała z płynięcia materiału pod naciskiem palców.  Nacisk na materiał w jednym miejscu powodował płynięcie lub wywyższenie materiału obok.  I Lu miała tę wiedzę w palcach.  Naciskając materiał zaznaczała tylko fragmenty ciała i robiła to akuratnio.
I nie było to przypadkowe ściśnięcie w dłoniach porcji tłuszczu, wskazany obrys.
Homo erectus formując tłuszcz do przechowania i użycia w wypiekach lub sos do smarowania wypieków robił to konsekwentnie i do końca.  Gdyby to był przypadek, takich rozgniecionych porcji byłoby bardzo dużo i świadczyło by o beztrosce i braku skupienia nad pracą.  Co to to nie, wytyczone zadania realizował doszczętnie.
O takim odmiennym potraktowaniu materiału decydowała myśl o przekazie i dotyczyła osobników nielicznych a wyjątkowych.  Tak jak wyjątkowe są trzy znalezione artefakty znalezione przez lata przez trzy osoby.  Mogę napisać tylko, że przez dziesięć lat znalazłem tylko kolię krzemiennych korali i figurę „Człowieka z daleka” a przez moje ręce i przed oczami przeszły tysiące krzemieni.  Podobnie było ze znalazcami „Aktu” – Pani Halinki i „Strażnika” – Janusza Szupszyńskiego.  Te artefakty zdobiły swoją urodą ich kolekcje, przekazali mi, abym zrobił z ich dobry użytek.  I robię, bom wdzięczny.

Zaraz, zaraz a gdzie jest ten seks, który zapowiadałem we wstępie.
Jak sama nazwa wskazuje w słowie Akt nie ma seksu ale jest seksualizm.  Tej rzeźby wcale nie zrobiła Lu.  Wykonał ją Wu-Ho, zgadnijcie, co miał na myśli? 
Przedstawił smukłą sylwetkę kobiety (Lu?) leżącej na boku, wspartej na łokciu.  Ale przedstawił ją w pozycji zachęcającej, takiej jaką pamiętał, takiej w jakiej chciał ja widzieć.
Bo kobiety od najdawniejszych czasów lepiły mężczyzn i aż nadto eksponowały jeden szczegół, to co dla nich było najważniejsze.  I nie ma w tym żadnej ironii, ten szczegół decydował o sprawie najważniejszej, bo o wielkości populacji.  Należał mu się stosowny mistycyzm i poszanowanie (uwielbienie!).

fot.4.  Strażnik, rzeźba zwierza.  Pomiędzy głową a łapami z przodu widoczny otwór (paszcza?).


fot.5.  Rzeźba odwrócona, na głowie, widoczny ubytek.
Wspomniana wcześniej figura „Strażnika” przez rok stała przed monitorem, pracowała na siebie – robiła dziury w głowie.
Znałem na pamięć każdy szczegół, ubytek, zmarszczkę materiału i rysę.
Miesiąc temu pisząc „Wizerunek” stwierdziłem, tak po prostu, że to dzieło sztuki i wetknąłem gdzieś między kamienie.  Com się go naszukał w ostatnich dniach, żeby go obfotografować i opisać.  Nie znalazłem, winien będę zdjęcia, jeśli go znajdę.
Ale z pamięci opiszę, com w tych dziurach w głowie znalazł.
Cztery wystające końcówki nie były ugniatane.  Zastanawiałem się jak zostały zrobione kończyny i ich kuliste zakończenia skoro nie były wylepiane z jednej bryły.  Przyglądnąłem się wyjątkowo długiemu kluskowi ze skrzyni Pani Halinki.  Toż turlając kulę plasteliny (tłuszczu) w dłoniach otrzymamy długi klusek z naturalnymi kulistymi zakończeniami.  I można by tak turlać aż klusek pocienkuje się i urwie.  Ale Lu potrzeby był klusek odpowiedniej długości i średnicy – ona miała w głowie PROPORCJE dla swojego pomysłu.


fot.6. Klusek a w nim na końcach naturalnie ukształtowane kuliste końce, tu o różnych zaokrągleniach.
Bo miała w głowie pomysł na dwa identyczne kluski i wiedziała, co z nimi zrobi.  I zrobiła; złożyła kluski razem na środku a na krzyż.  Trzymając w dłoniach po dwie sąsiednie końcówki skręciła je w dłoniach o 90 st.  Miejce skręcenia ugniotła i uformowała korpus zwierza, bo to jego miała na myśli.  Delikatnie zagniatała ślady styku obu porcji ale i tak moim oczom nie umknął fragment spiralnej linii.  To była granica sklejenia obu klusków po skręceniu, dociśnięciu i zatarciu śladów.
Tak wykonany zwierz mógł przedstawiać szablozębego lub innego drapieżnika tak jak siedział wypoczywając na skale.  Z rozwartymi tylnymi nogami, spoczywającego na brzuchu, z przednimi łapami złożonymi razem.  A nad nimi głowa, stąd i kąt skręcenia materiału.
W tej figurze kryła się mistyka Strażnika, ta figura w zastępstwie dzikiego zwierza miała strzec szałasu i rodziny przed nieproszonymi gośćmi.  Miała strzec ode Złego.  Lu ulepiła prostą pozbawiona szczegółów figurę, bo szczegóły nie były do niczego potrzebne.  Każdy w grupie wiedział, że w ich szałasie siedzi niebezpieczny zwierz; patrzy i pilnuje.  Wszyscy wiedzieli, że w figurze jest duch tego zwierza i zaatakuje.  Ja też w to wierzę i myślę, że to działało.

Sztuka pełna skrótów myślowych, prostota środków wyrazu i abstrakcja mogą świadczyć o tym, że  nasz przodek, był człowiekiem naszych czasów (!!!).
Albo, że to my cofnęliśmy się w sztuce o milion lat, do czasów Homo erectusa.
A może dopiero teraz osiągnęliśmy jego poziom abstrakcji, syntezy myśli i środków.  Przecież szukamy wzorów do naśladowania, szukamy natchnienia i warsztatu w najstarszych zbiorach etnograficznych.
Oto i one!  Możecie nakarmić swoje zmysły estetyczne i na zdrowie.
Proszę jednako, nie pukajcie się w moją głowę, bo to boli.

Foto autor                                            Roman Wysocki
25.10.2014 Bystrzyca Górna k.Wlenia.
Prawa autorskie zastrzeżone.