Wstęp do mniemanologii archaicznej.
Homo erectus tu był.
Prezentowana strona (blog)
jest już czwartą acz poprawianą edycją i jest kontynuacją tematu. Wyrzucam stare teksty, bo w bieżących
odkryciach znajduję inny punkt widzenia a nasz przodek wciąż mnie
zaskakuje. Robię korekty, wszak nie jestem głupi i mam
dystans do tego, co wcześniej napisałem.
To jest wynik walki o publikacje w kolejnych portalach regionalnych, z
ograniczeniami kolejnych darmowych stron (w Google też), bo na własną stronę
ani na wydanie książkowe mnie nie stać. Może ktoś ma tyle papieru, żeby wydać
trzydzieści kilka esejów, bardzo bogato ilustrowany przewodnik dla uczonych (z
uwzględnieniem praw autorskich!).
Ta walka ciągnie się już od
dwóch lat i można to rozpoznać, bo w akapitach nie ma wcięć – przerywam myśli
odstępami. Homo erectus w różnych edytorach jest
odbierany w kursywie albo i nie, więc z tym dałem sobie spokój, proszę o
wybaczenie. Grzech
zaniechania tłumaczę sobie ogromem materiału do przekazania, o rozgrzeszenie z błędów
w edycji się upraszam. Wiem, co
schrzaniłem i kajam się.
W pierwszych edycjach tego
cyklu rwałem się do pokazywania i opisywania narzędzi krzemiennych. Wkrótce zdałem sobie sprawę, że są one domeną
uczonych a raczej ich coraz bardziej wyrafinowanej aparatury badawczej, że nie
mam do powiedzenia nic nowego. Pozostawały
mi tylko fotografie i opisy znalezisk.
Wśród nich odczytuję zupełnie
nowe typy i zastosowania krzemieni przez naszego przodka i to będzie
przedmiotem dalszego ciągu.
Jednak, kiedy przed rokiem
wziąłem do ręki pierwszą skamieniałą porcję maści a w uszkodzeniach zauważyłem
krzemień, do mojej głowy zastukał mile widziany i oczekiwany gość z pytaniami;
NIEMOŻLIWE(?).
Miało się okazać, że miałem
rację publikując esej p.t. „Filet a la Homo erectus”, że gruboziarnisty
kwarc widoczny w przełomach to tłuszcz rybi i białko (białe mięso) przesycone
krzemionką. Działanie krzemionki i
moje na temat dywagacje na stronie;
Tam poznacie życie i
fizjologię ślimaka jednotarczowego z jego ślimaczymi szczegółami zapisanymi w
kamieniach sprzed 400 mln. lat.
Tylko, że znaleziska
dotyczące Homo erectusa nie liczą milionów a setki tysięcy lat.
Potwierdziły to później
porcje smalcu zgarniane do miseczki a następnie wyrabiane w dłoniach przez
naszego przodka, były uformowane z tłuszczu przed kilkuset tys. laty. Te „pożarte” przez krzemionkę są dziś
krzemieniami.
Następne krzemienie
znajdowane i podejmowane w obozowiskach musiałem datować (dzielić) na dwa okresy;
- jako skamieniałości
kwarcowe z przed Homo erectusa,
sprzed milionów lat, były
kamieniami, gdy je brał do ręki,
- jako skamieniałości
kwarcowe z czasów Homo erektusa,
od 1,6 mln. lat aż do
zlodowacenia, przedmioty, które miał w rękach, a które z czasem, do dnia
dzisiejszego, stały się kamieniami.
A za plecami, w domu czeka na
mnie zbiór (góra) krzemieni z 10-ciu lat, do weryfikacji. I jest tego dużo, bardzo dużo. Bo skoro obok pięściaka, znajduję porcję
skamieniałego tłuszczu z gotowania, to mam do czynienia ze „starymi” i „nowymi”
krzemieniami. Dobrze więc, że trafiło
na mnie – biegłego w czytaniu kamieni, bo nikt inny tego nie odczyta! Wypadało by polecać swoje usługi, zgadnijcie
komu?
Część pierwsza – „Homo
erectus tu był” - ma się ku końcowi.
Potrwa kilka miesięcy zanim
ogarnę się w domu, bo zalega w artystycznym nieładzie (czytaj brudzie). I potrwa
zanim przekopię się przez zbiory, aby w części następnej zająć się narzędziami
i wyrobami krzemieniami – nieostre już zasygnalizowałem, to krzemienne stempelki
do rozgniatania ziaren kukurydzy, medykamentów, kosmetyków i.t.p.
Do rozwiązania pozostawiam
sobie problem kilku fragmentów belek.
Te leżą gdzieś w ziemi, na szczęście wiem gdzie, czekam tylko na
orkę. Upraszam się o cierpliwość
Czytelników, bo mnie jej nie zabraknie.
Przez dziesięć latach
poszukiwań, preparowania znalezisk i przeszukiwania literatury w głowie
gromadziła się góra obserwacji, spostrzeżeń i nieuprawnionych wniosków.
Znaczy się, że wzrosła ilość
i gęstość istoty szarej, pod jej ciężarem głowa zaczęła chylić się ku ziemi. Z tej przyczyny mam zdeformowany kręgosłup
szyjny a od tego zanik mięśni ręki lewej.
Aby nie dopuścić do upadku i dalszych postępów kalectwa musiałem to z
siebie wyrzucić. Musiałem
pofolgować swoim wymysłom a jak widać to na tych stronach, mam wiele artefaktów
i na wiele mogłem sobie pozwolić.
Początkowo opisywałem
pojedyncze kamienie znajdowane przypadkowo na polach, zmuszałem się przy tym do
trzymania się ram zbitych na sztywno a wypisanych w uczonych księgach w twardych,
drewnianych okładkach.
Próbowałem zmieścić się
między tymi okładkami. Do czasu.
To jest do czasu, aż
zrozumiałem, że te ramy stoją puste, że proszą się, żeby w nich coś
zmalować. Mój milczący konflikt z
uczonymi rozpoczął się już w pierwszym eseju „O prehistorii…”, kiedy to
wpuściłem Homo erectusa do naszej części Europy przez Bramę
Czesko-Morawską.
Dotarło do mnie, że Nauka nie
wie nic o życiu naszego przodka. Opisując
przedmioty z kamienia pozwalam sobie nawet na fabułę, bo jako były filmowiec
potrafię ludziom i kamieniom nadać życie.
Przez pierwsze lata swego tu
zamieszkania przemierzałem i studiowałem teren.
Okoliczne góry, doliny,
urwiska, żwirownie i potoki mówiły mi jak lądolód i lodowcowe jęzory wędrowały
przez góry. A ja słuchałem, słuchałem
i pożerałem wzrokiem. Tym to sposobem,
bez nagrywania czy notowania czegokolwiek udało mi się uzyskać „znachoriat” z
glacjologii o specjalności – wędrówka lądolodów przez góry (pod górę!). To specjalność, którą glacjologia nigdy się
nie zajmowała. A mnie zajmuje bardzo,
bo odpowiada mi na pytanie; gdzie szukać?
Nieuczona (samouczna) specjalizacja pomaga mi, bo znajduję.
Nasi uczeni kopią coraz
głębiej, co kila lat wystawiają głowy z jaskini, aby z wykopów wydzielić z
siebie kolejny komunikat - znaleźli kość, ząb lub odłupek.
Bo znalezisko, które leży na
gołej ziemi, na które nie potrzeba funduszów ani armii asystentów, na co nie
można nawet wziąć dofinansowania, to coś jest dla nich nic nie warte. To robota dla społecznie uszkodzonych czyli w sam
raz dla mnie. Bo doktoraty pisze się o
kościach, DNA lub narzędziach krzemiennych i to tylko tych ostrych.
Przedmioty i wyroby codziennego
użytku stosowane przez naszego przodka nie są godne doktoratów. Może koledzy uczeni nie widzą ich na
stanowiskach archeologicznych? Znalezisko,
żeby stało się artefaktem, trzeba jeszcze odczytać, czy umieją? A może cywilizacja nie była tam tak dalece rozwinięta,
jak na Ziemi Niczyjej?
Może brak w ziemi krzemionki?
Może brak w ziemi krzemionki?
Przez lata zadawałem sobie
pytanie, które zadają sobie także Czytelnicy:
- dlaczego znajduję tak wiele
eksponatów dotyczących Homo erectusa?
Winowajcą jest krzemionka a
jej widomą oznaką w terenie są krzemienie i agaty. Te cuda
występują tylko w kilku miejscach na świecie i właśnie na Ziemi Niczyjej.
To krzemionka impregnowała
znaleziska i przechowała je do dnia dzisiejszego. Stało się to pod powierzchnią ziemi, bez
dostępu tlenu i był to proces geologiczny.
Ma on swoją nazwę, to fosylizacja a dokładniej silikonizacja, działanie
związków krzemu. I infantylne są
opinie, które do mnie docierają; że prezentuję kamienie i fragmenty skał
powstałych w procesach geologicznych.
Nie jest to żadne odkrycie, bo piszę o tych procesach od początku. Naiwnością
są oczekiwania, że pokażę kawał zepsutego mięsa, zapleśniałego ciasta czy
spróchniałego drzewa lub kości – bo to wszystko skamieniało przez ostatnie 1,5
mln. – 400 tys. lat i kamienieje do dnia dzisiejszego – pod działaniem
krzemionki, pod powierzchnią ziemi, właśnie na Ziemi Niczyjej.
W miejscach, w których uczeni
znajdują spróchniałe kości naszych przodków, w różnych częściach świata, tam gdzie nigdy nie było krzemionki, w tych
samych okresach czasu były poddane działaniu (niszczeniu) erozji na powierzchni
ziemi. Były poddawane niszczącym
działaniom powietrza, wody i zmieniających się temperatur, to czynniki
niszczące, pod działaniem których w krótkim czasie z tkanek miękkich, z pożywienia
czy drzewa pozostaje przysłowiowe NIC. Z prochu powstałeś ...
Czytajcie kamienie! To uwaga nie tylko dla uczonych i oby moje
eseje, i wieloletnie poszukiwania Wam w tym pomogły. Wiem, moje treści są wątpliwe a nawet
śmieszne, że pozostawiają wiele do życzenia ale artefakty mówią same za siebie.
Przeciętny użytkownik Google
a interesujący się tematem ma ustawiony alarm w alertach wyszukiwarki, wystarczy
wpisać dwa słowa; Homo erectus.
Ja też tak mam i zauważam, że
od pół roku nie dostałem żadnego komunikatu.
Zaglądając do statystyk
zauważam, że po każdej nowej publikacji natychmiast mam po kilka wejść na nową
stronę, głównie w Stanach Zjednoczonych.
Odczytuję to jako;
- śledzenie moich poczynań,
zainteresowani tematem są na bieżąco także z moimi wymysłami,
- brak nowych publikacji, to
znaczy że, zainteresowani wstrzymali oddech, przetrząsają swoje zbiory kamieni,
przypuszczają tego, co dotąd nie przyszło im do głowy,
- że ktoś traktuje mnie
poważnie albo czekają, aż się wygłupię.
Mam świadomość tego, że po
dziesięciu latach poszukiwań prezentuję ogrom materiału do akceptacji
(ustosunkowania), wstrząsający dla uczonych.
Niemożliwe stało się możliwe,
niewiadome stało się wiadome. To już
się stało albo stawa się na Waszych oczach!
Widzę potrzebę ochrony
opisywanych przeze mnie obszarów Ziemi Niczyjej.
Ochrony magazynów
archeologicznych cywilizacji Homo erectus, objęcie ich PROGRAMEM ŚWIATOWEGO DZIEDZICTWA KULTUROWEGO.
Moje pobożne życzenie jest tak
samo durne i naiwne, jak objęcie ochroną prawną Rezerwatu – Akacjowa Oaza. Już to przerabiałem – "to se ne uda".
Dlatego nie próbuję robić
tego przez gminę, powiat, czy województwo - tam nie podejmują żadnych tematów. Moja nazwa geograficzna „ZIEMIA NICZYJA” nie
wzięła się z powietrza, to wynik wieloletnich bojów o promocję regionu –
projektów, scenariuszy, imprez i publikacji.
Kto podejmie historyczny i
światowy temat na arenie międzynarodowej?
Zdaję sobie sprawę, że moje działania trzeba wpisać w działalność
jakiejś godnej fundacji lub uczelni.
Kto pierwszy, ten lepszy…. a
wiąże się to z pierwszeństwem w dostępie do zgromadzonych materiałów i
pełnoprawnej eksploracji stanowisk. W
naiwności swojej zamieniam się w oczekiwanie.
Ani ja, ani moje wirtualne
Centrum nie mamy na to środków, zdrowia ani czasu. Wiem gdzie i czego szukać, nikt nie zrobi
tego za mnie. Moim
zadaniem są dalsze poszukiwania i dalsze publikacje znalezisk. Interesują
mnie skupiska obozowisk naszego przodka, bo tam jawi się
społeczność(zbiorowość) i zasady jej funkcjonowania.
Obecnie penetruję drugie
skupisko, obozowiska O-5,6,7 i 12 a za kolejną górą O-3 i 4, i następne do
odszukania, i dla objęcia ochroną. To
jest tort archeologiczny, artefakty z Okresów III i IV są na powierzchni
dokładnie wymieszane lemieszami, to są puzzle do ułożenia. Ja sobie z tym poradzę, bo mam wiedzę i
doświadczenie (zawodowe) i póki co, to jest moja piaskownica i moje zabawki.
Działam bardzo logicznie i
konsekwentnie, choć piszę pokrętnie. Nikt
nie spodziewał się chyba, że wstęp umieszczę na początku dzieła. A zatem dziękuję Czytelnikom za cierpliwość
i życzę wypieków na twarzy;
Roman Wysocki
P.s. Przepraszam kolegów
uczonych za podłe traktowanie. Brak
wiedzy w Wiedzy był dla mnie świetnym punktem odniesienia podczas pisania i proszę
nie traktować tego ani osobiście, ani poważnie.
09.07.2014 Bystrzyca Górna
k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.