Woda.
Wstęp przed zamoczeniem.
Wstęp przed zamoczeniem.
Życie na Ziemi zaczęło się w
wodzie i zawsze z tą wodą będzie związane, nawet na lądzie. Gdyby płazy wyszły z wody, byłoby pół biedy
ale one tę wodę zabrały ze sobą a ściślej w sobie. I to przez nie do dziś wszystkie organizmy
muszą tę wodę w sobie uzupełniać.
Dlatego pierwszym zwierzęciem pożądanym przez człowieka
była woda, musiała być w pobliżu siedlisk.
To był warunek wszelkiego pobytu grupy w danym miejscu czy to na krótko,
czy na długo. Woda była niezbędna do
życia.
Woda była zwierzęciem, które żyło własnym życiem
niezależnym od człowieka. Mógł nią
ugasić pragnienie dłonią, bo złapać się nie dawała, jedynie na chwilę. Mógł cały się w niej zanurzyć ale musiał
uważać, bo nieostrożnych zabierała ze sobą, aby gdzieś na dnie w jakimś
spokojnym miejscu go zjeść. Woda zjadała
człowieka żywcem, tak jak ogień, czy duże drapieżniki. A pożarcia czy rozszarpania żywcem Homo erectus bał się najbardziej.
W przeszłych pokoleniach, podczas wędrówki z Afryki,
obserwowali otaczający świat i wiedzieli, że woda bierze się z wielkiej słonej
wody, którą nie raz mijali po drodze.
Tam widzieli jak na horyzoncie wielka słona woda zamienia się w lekką i
słodką, w chmury. Tam woda przelewała
się, i gdy było jej za dużo, właśnie stamtąd szły do nich deszcze. Lekka woda zamieniała się w ciężką i pod swym
ciężarem kroplami spadała z nieba. Gdy
spadło jej za dużo, wzbierały potoki i rzeki, rozlewała się na okolice. Wtedy była brudna i nie nadawała się do
niczego. Niebo nad ich głowami pełne
było wody do picia. Tylko na ziemi
często jej brakowało, doświadczali tego w drodze.
Zdarzało się, że woda spadała z góry drobnym białym
puchem, było go wszędzie pełno ale szybko znikał a wszystko dookoła było mokre,
wszędzie była woda. Ale bywało i tak, że
przy brzegach lub w kałużach zamieniała się w kamień. Zimny śliski kamień, który wkrótce też
zamieniał się w wodę. Woda, to było
bardzo dziwne zwierze zmieniające swój wygląd ale było człowiekowi bardzo
potrzebne. I jeszcze jedno, nigdy nie
można było się jej najeść do syta, bo nawet, gdy człowiek napił się jej do
pełna, to i tak dalej był głodny.
A była to woda dwojakiego rodzaju, jedna do celów
spożywczych: picia i płukania żywności, tę znajdowali w źródłach pomiędzy
skałami i zawsze powyżej strumieni. Ta
była zawsze czysta, bo wypływała z pod ziemi.
I ta druga do celów sanitarnych; mycia i kąpieli i do niej musieli mieć
dostęp. Musieli mieć dostęp do
strumienia, rzeki lub jeziora, do wody w dużych ilościach.
Skręciłem nad wodę, ponieważ brakowało mi jej w moich rozważaniach nad cywilizacją.
Jednym z punktów dotyczących
wynaturzenia Homo erectusa było wykorzystanie wody nie tylko do gaszenia
pragnienia lub mycia, to dotyczy wszystkich zwierząt. Nasz przodek wykorzystywał wodę ponad to, wykorzystywał
do celów technologicznych także do transportu.
Zastosowaniem technologicznym
było wykorzystanie wody do rozmoczenia gliny do obtoczenia mięsa do
„dojrzewania” Okres III bez ognia, także moczenia gliny i lepienia form do
gotowania mięsa Okres IV z użyciem ognia.
Użyciem technologicznym było czyszczenie wodą skór i ich
wyprawianie. Rozmoczenie gliny do celów sanitarnych
(mycia) i rozpuszczanie pigmentów w celach kosmetycznych także było innym, bo
cywilizacyjnym użyciem wody.
W naszej wiedzy o przodkach
funkcjonuje szablon wymyślony przed wiekami.
To obraz naszego przodka
przepływającego rzekę na przypadkowo znalezionym pniu drzewa i to z
gałęziami. Ten widok obrazuje każde
zwierzę lądowe, które nieszczęśliwie znalazło się w wartkim nurcie rzeki. Tak robią zwierzęta, bo tak nakazuje instynkt
samozachowawczy, nakazuje ratować się.
Ten obraz zaopatrzony jest w
opis, że tak nasz przodek przeprawiał się przez rzekę. Słowo przeprawiał odstaje od treści obrazu,
bo na obrazie nasz przodek ratuje się przed porwaniem przez nurt i utonięciem.
Chcąc się przeprawiać nasz
przodek musiał o tym pomyśleć a to konsekwentnie zmierza do innego środka
transportu. Przecież na samą myśl nie
rzucił się w odmęty. Durne doświadczenia
z pniem miał już dawno za sobą. W głowie
powstawał plan działań. Do przeprawy
potrzebował dwóch lub więcej pni z gałęziami poobcinanymi do konkretnych
uchwytów i wiązań a całość powiązana włóknami lub łykiem. Gałęzie poobcinane, aby była możliwa
sterowność. Ważny też był napęd, długa
żerdź do odpychania od dna albo krótka a płaska żerdź do „mieszania” wody. Piszę to z mojego opacznego punktu widzenia
na Homo erectusa, w odniesieniu do jego poziomu intelektualnego i
technicznego, do cywilizacji na Ziemi Niczyjej.
Przecież ja go znam osobiście.
Była to godzina pracy
fizycznej i proste zadanie (plan) do wykonania.
A dalej, dalej było; wiosło w dłoń! ahoj, witaj przygodo!
A jako, że już Was
zamoczyłem, to podzielę się swoimi spostrzeżeniami.
W jednym miejscu, pośród
wielu obozowisk wynalazłem staw, którego już tam nie ma. Ten staw zbudował sobie nasz przodek.
W okolicy wynalazłem na
zboczach trzy źródła wody, z których wypływały cienkie strużki wody. W dole zboczy w wąwozie ta woda zbierała się
w mały strumyk. Ale bieżąca woda szeroka
na dwie stopy a głęboka na grubość dwóch palców, to nie jest dostęp
wystarczający do umycia całego ciała nawet przez jednego osobnika. Można w tym opłukać twarz lub dłonie ale po
poruszeniu dna już do niczego się nie nadaje.
Kto pił wodę ze strumienia, ten wie jak ostrożnie trzeba pobierać wodę
dłońmi.
Dla naszego przodka,
świetnego obserwatora i dedukanta, nie było to problemem. W dole, w miejscu gdzie spływały strużki ze
źródeł, tam gdzie woda była najczystsza, postanowił wodę zatrzymać choćby na
chwilę.
Jak w zwyczaju, jak pomyślał,
tak zrobił. Obszedł wąwóz i wyznaczył
miejsce w którym go przegrodzi. I
przegrodził w odległości kilkunastu kroków tak, jak pozwalał na to teren. Dalej był uskok i woda rozlewałaby się na
teren kolejnego obozowiska poniżej. Na
wysokości uskoku ale tuż przed nim zawalił prześwit wąwozu kamieniami i czekał
dni kilka, co będzie. Po kilku dniach
woda przelała się przez przeszkodę, było fajnie, bo woda spływała małym
wodospadem. Woda była czysta i sama
wpadała w dłonie. Ale była za płytka,
ledwie do kolan, postanowił zbiornik pogłębić.
Dołożył kamieni na wysokości tak, aby w najgłębszym miejscu miał wodę do
połowy uda. Było i dużo, i bezpiecznie a
jaka frajda dla dzieciaków? Dołożył też
kamieni na szerokości, aby przeszkoda (tama) nie spłynęła samoistnie. Ten zbiornik, to było też zabezpieczenie w
wodę na wypadek suszy (w porze suchej).
fot. 2. Wysoki brzeg zbiornika z jednej strony.
fot. 3. Łagodny brzeg zbiornika po przeciwnej stronie udało się zaorać w Epoce Długich Lemieszy. Na pierwszym planie współczesny rów melioracyjny. W głębi widoczny fragment brzegu, burty zbiornika - rozciągał się na całej długości.
Na samym dnie.
fot. 3. Łagodny brzeg zbiornika po przeciwnej stronie udało się zaorać w Epoce Długich Lemieszy. Na pierwszym planie współczesny rów melioracyjny. W głębi widoczny fragment brzegu, burty zbiornika - rozciągał się na całej długości.
Na samym dnie.
To wcale nie są żarty. Doświadczenia z wodą a właściwie z jej
brakiem nasz przodek przerabiał przez miliony lat w Afryce.
Takie czynności jak wykopanie małego dołka w miejscu wypływu wody ze
źródła, dla pobrania wody w dłonie, miał już za sobą. Miał też za sobą przegradzanie choćby
najmniejszych przepływów dla zgromadzenia wody na miejscu.
Wiem to, bo wynalazłem ten
zbiornik w dolinie między górami, dół z urwistymi brzegami, dalej ciągnie się wąwóz
o łagodnych pochyłych zboczach.
Zlodowacenie przytargało przez góry czapę lądolodu. Lądolód zjechał po stoku góry do wąwozu przez
staw, przez tamę zabierając kamienie ze sobą.
Zamarznięta bryła wody, staw wmarznięty w ziemię przemieścił się w dół
wąwozu i dalej. Ale o szczegółach
pogadam, kiedy będę miał już w rękach doktorat z glacjologii i napis na czole –
uczony.
Póki co i na pociechę pokażę
Wam i glacjologom kawałek stawu (?) a właściwie to skamieniały kawałek jego dna
znaleziony na miejscu.
fot. 4. Widok fragmentu z boku, od góry warstwa żwiru i kamieni, pod spodem piach spojony mułem dennym, piaskowiec. Czas sedymentacji (skamienienia) ok. 300 tys. lat.
fot. 5. Zbiornik od dołu - piaskowiec. Z lewej po skosie widoczne wypełnienie po jakimś organizmie.
Zbiornik zbudował w Okresie III – surowego, o czym świadczą porcje surowego i „dojrzewającego mięsa” w obozowiskach wokół stawu, i późniejsze z Okresu IV z użyciem ognia; wyroby mięsa gotowanego i wypieków ciast.
Zbiornik zbudował w Okresie III – surowego, o czym świadczą porcje surowego i „dojrzewającego mięsa” w obozowiskach wokół stawu, i późniejsze z Okresu IV z użyciem ognia; wyroby mięsa gotowanego i wypieków ciast.
Woda to warunek na całym
globie sprzyjający osadnictwu człowieka i postępowi, rozwojowi
cywilizacji. Ten warunek był niezbędny
do życia i nasz przodek potrafił go zrealizować. I zrealizował to już na samym początku
osiedlania, bo dostęp do czystej wody pitnej miał przy źródłach. Dostęp do wody sanitarnej i technologicznej
musiał sobie sam zabezpieczyć. Musiał
dokonać regulacji przepływów. To była
jego podstawowa i życiowa potrzeba a metody znał. To było proste zadanie do wykonania.
fot. 6. Wypływ ze zbiornika zawalony kamieniami. Dla wygodnego przejścia, człek współczesny przykrył tamę belkami i blokami kamienia.
Powrót do Rezerwatu Akacjowa Oaza.
I tu muszę zawrócić Czytelników do bardzo starych tekstów o Akacjowej Oazie na początku bloga.
Powrót do Rezerwatu Akacjowa Oaza.
I tu muszę zawrócić Czytelników do bardzo starych tekstów o Akacjowej Oazie na początku bloga.
Rezerwatu jak nie było,
tak nie ma i nie będzie!
Kilka esejów na ten temat
pisałem zimą, kilka zim temu przeprawiałem się przez zaspy. Wybrałem się tam wiosną ubiegłego roku. Patrzę ja i oczom nie wierzę.
Na północny-wschód od stawu,
u podnóża Ostrzycy zobaczyłem olbrzymie rozlewisko wody. Płytki zbiornik w kształcie elipsy 100 m
wzdłuż, ok. 50 m szeroki. Płytki na
kilkanaście cm na środku, jak na wodę zalegającą na polach przystało.
Potwierdziło to moje
spostrzeżenia; staw w Akacjowej Oazie powstał w paleolicie ale przed zlodowaceniem i tam się ostał. W czasie zlodowacenia lądolód
przemieszczał się tam z zachodu na wschód, to widać na Ostrzycy. Masy lodu zsuwały się po południowym stoku
góry i wędrowały dalej w stronę Bełczyny.
Tak powstało nowe niewielkie obniżenie u podnóża góry niezależne od
stawu w Akacjowej Oazie a odległe o rzut kamieniem.
Człowiek współczesny uprawia
okoliczne pola od 5-6 tys. lat i widać rozlewisko mu nie przeszkadzało, bo nie
wykonał przekopu (rowu) odprowadzającego wodę do stawu a stamtąd strumieniem w
Świat czyli do Bobru.
Rzucam pytanie dla całej
klasy:
- Proszę się przyznać, kto w paleolicie
zawalił strumień kamieniami i zrobił zbiornik wody gruntowej w Akacjowej Oazie?
Winnych nie widzę ani nie
słyszę. Na mnie nie patrzcie, ja tu
tylko sprzątam (uczone głupoty).
Foto autor Roman Wysocki
18.01.2015 Bystrzyca Górna
k.Wlenia.