Translate

II Cywilizacja - woda.



Woda.
Wstęp przed zamoczeniem.


  fot. 1.  Fragment skamieniałego dna zbiornika.  Widok z góry na żwir i kamienie naniesione przez lądolód.
Życie na Ziemi zaczęło się w wodzie i zawsze z tą wodą będzie związane, nawet na lądzie.  Gdyby płazy wyszły z wody, byłoby pół biedy ale one tę wodę zabrały ze sobą a ściślej w sobie.  I to przez nie do dziś wszystkie organizmy muszą tę wodę w sobie uzupełniać.


Dlatego pierwszym zwierzęciem pożądanym przez człowieka była woda, musiała być w pobliżu siedlisk.  To był warunek wszelkiego pobytu grupy w danym miejscu czy to na krótko, czy na długo.  Woda była niezbędna do życia.

Woda była zwierzęciem, które żyło własnym życiem niezależnym od człowieka.  Mógł nią ugasić pragnienie dłonią, bo złapać się nie dawała, jedynie na chwilę.  Mógł cały się w niej zanurzyć ale musiał uważać, bo nieostrożnych zabierała ze sobą, aby gdzieś na dnie w jakimś spokojnym miejscu go zjeść.  Woda zjadała człowieka żywcem, tak jak ogień, czy duże drapieżniki.  A pożarcia czy rozszarpania żywcem Homo erectus bał się najbardziej.
W przeszłych pokoleniach, podczas wędrówki z Afryki, obserwowali otaczający świat i wiedzieli, że woda bierze się z wielkiej słonej wody, którą nie raz mijali po drodze.  Tam widzieli jak na horyzoncie wielka słona woda zamienia się w lekką i słodką, w chmury.  Tam woda przelewała się, i gdy było jej za dużo, właśnie stamtąd szły do nich deszcze.  Lekka woda zamieniała się w ciężką i pod swym ciężarem kroplami spadała z nieba.   Gdy spadło jej za dużo, wzbierały potoki i rzeki, rozlewała się na okolice.   Wtedy była brudna i nie nadawała się do niczego.  Niebo nad ich głowami pełne było wody do picia.  Tylko na ziemi często jej brakowało, doświadczali tego w drodze.

Zdarzało się, że woda spadała z góry drobnym białym puchem, było go wszędzie pełno ale szybko znikał a wszystko dookoła było mokre, wszędzie była woda.  Ale bywało i tak, że przy brzegach lub w kałużach zamieniała się w kamień.  Zimny śliski kamień, który wkrótce też zamieniał się w wodę.   Woda, to było bardzo dziwne zwierze zmieniające swój wygląd ale było człowiekowi bardzo potrzebne.  I jeszcze jedno, nigdy nie można było się jej najeść do syta, bo nawet, gdy człowiek napił się jej do pełna, to i tak dalej był głodny.

A była to woda dwojakiego rodzaju, jedna do celów spożywczych: picia i płukania żywności, tę znajdowali w źródłach pomiędzy skałami i zawsze powyżej strumieni.  Ta była zawsze czysta, bo wypływała z pod ziemi.    I ta druga do celów sanitarnych; mycia i kąpieli i do niej musieli mieć dostęp.  Musieli mieć dostęp do strumienia, rzeki lub jeziora, do wody w dużych ilościach.



Skręciłem nad wodę, ponieważ brakowało mi jej w moich rozważaniach nad cywilizacją.
Jednym z punktów dotyczących wynaturzenia Homo erectusa było wykorzystanie wody nie tylko do gaszenia pragnienia lub mycia, to dotyczy wszystkich zwierząt.  Nasz przodek wykorzystywał wodę ponad to, wykorzystywał do celów technologicznych także do transportu.
Zastosowaniem technologicznym było wykorzystanie wody do rozmoczenia gliny do obtoczenia mięsa do „dojrzewania” Okres III bez ognia, także moczenia gliny i lepienia form do gotowania mięsa Okres IV z użyciem ognia.  Użyciem technologicznym było czyszczenie wodą skór i ich wyprawianie.  Rozmoczenie gliny do celów sanitarnych (mycia) i rozpuszczanie pigmentów w celach kosmetycznych także było innym, bo cywilizacyjnym użyciem wody.

W naszej wiedzy o przodkach funkcjonuje szablon wymyślony przed wiekami.
To obraz naszego przodka przepływającego rzekę na przypadkowo znalezionym pniu drzewa i to z gałęziami.  Ten widok obrazuje każde zwierzę lądowe, które nieszczęśliwie znalazło się w wartkim nurcie rzeki.  Tak robią zwierzęta, bo tak nakazuje instynkt samozachowawczy, nakazuje ratować się.
Ten obraz zaopatrzony jest w opis, że tak nasz przodek przeprawiał się przez rzekę.  Słowo przeprawiał odstaje od treści obrazu, bo na obrazie nasz przodek ratuje się przed porwaniem przez nurt i utonięciem.

Chcąc się przeprawiać nasz przodek musiał o tym pomyśleć a to konsekwentnie zmierza do innego środka transportu.  Przecież na samą myśl nie rzucił się w odmęty.  Durne doświadczenia z pniem miał już dawno za sobą.  W głowie powstawał plan działań.  Do przeprawy potrzebował dwóch lub więcej pni z gałęziami poobcinanymi do konkretnych uchwytów i wiązań a całość powiązana włóknami lub łykiem.  Gałęzie poobcinane, aby była możliwa sterowność.  Ważny też był napęd, długa żerdź do odpychania od dna albo krótka a płaska żerdź do „mieszania” wody.  Piszę to z mojego opacznego punktu widzenia na Homo erectusa, w odniesieniu do jego poziomu intelektualnego i technicznego, do cywilizacji na Ziemi Niczyjej.  Przecież ja go znam osobiście.
Była to godzina pracy fizycznej i proste zadanie (plan) do wykonania.  A dalej, dalej było; wiosło w dłoń! ahoj, witaj przygodo!

A jako, że już Was zamoczyłem, to podzielę się swoimi spostrzeżeniami.
W jednym miejscu, pośród wielu obozowisk wynalazłem staw, którego już tam nie ma.  Ten staw zbudował sobie nasz przodek.
W okolicy wynalazłem na zboczach trzy źródła wody, z których wypływały cienkie strużki wody.  W dole zboczy w wąwozie ta woda zbierała się w mały strumyk.  Ale bieżąca woda szeroka na dwie stopy a głęboka na grubość dwóch palców, to nie jest dostęp wystarczający do umycia całego ciała nawet przez jednego osobnika.  Można w tym opłukać twarz lub dłonie ale po poruszeniu dna już do niczego się nie nadaje.  Kto pił wodę ze strumienia, ten wie jak ostrożnie trzeba pobierać wodę dłońmi.

Dla naszego przodka, świetnego obserwatora i dedukanta, nie było to problemem.  W dole, w miejscu gdzie spływały strużki ze źródeł, tam gdzie woda była najczystsza, postanowił wodę zatrzymać choćby na chwilę.
Jak w zwyczaju, jak pomyślał, tak zrobił.  Obszedł wąwóz i wyznaczył miejsce w którym go przegrodzi.  I przegrodził w odległości kilkunastu kroków tak, jak pozwalał na to teren.  Dalej był uskok i woda rozlewałaby się na teren kolejnego obozowiska poniżej.  Na wysokości uskoku ale tuż przed nim zawalił prześwit wąwozu kamieniami i czekał dni kilka, co będzie.  Po kilku dniach woda przelała się przez przeszkodę, było fajnie, bo woda spływała małym wodospadem.  Woda była czysta i sama wpadała w dłonie.  Ale była za płytka, ledwie do kolan, postanowił zbiornik pogłębić.  Dołożył kamieni na wysokości tak, aby w najgłębszym miejscu miał wodę do połowy uda.  Było i dużo, i bezpiecznie a jaka frajda dla dzieciaków?  Dołożył też kamieni na szerokości, aby przeszkoda (tama) nie spłynęła samoistnie.  Ten zbiornik, to było też zabezpieczenie w wodę na wypadek suszy (w porze suchej).
fot. 2.  Wysoki brzeg zbiornika z jednej strony.  
fot. 3.  Łagodny brzeg zbiornika po przeciwnej stronie udało się zaorać w Epoce Długich Lemieszy.  Na pierwszym planie współczesny rów melioracyjny.  W głębi widoczny fragment brzegu, burty zbiornika - rozciągał się na całej długości.

Na samym dnie.
To wcale nie są żarty.  Doświadczenia z wodą a właściwie z jej brakiem nasz przodek przerabiał przez miliony lat w Afryce.  Takie czynności jak wykopanie małego dołka w miejscu wypływu wody ze źródła, dla pobrania wody w dłonie, miał już za sobą.  Miał też za sobą przegradzanie choćby najmniejszych przepływów dla zgromadzenia wody na miejscu.

Wiem to, bo wynalazłem ten zbiornik w dolinie między górami, dół z urwistymi brzegami, dalej ciągnie się wąwóz o łagodnych pochyłych zboczach.  Zlodowacenie przytargało przez góry czapę lądolodu.  Lądolód zjechał po stoku góry do wąwozu przez staw, przez tamę zabierając kamienie ze sobą.  Zamarznięta bryła wody, staw wmarznięty w ziemię przemieścił się w dół wąwozu i dalej.  Ale o szczegółach pogadam, kiedy będę miał już w rękach doktorat z glacjologii i napis na czole – uczony.
Póki co i na pociechę pokażę Wam i glacjologom kawałek stawu (?) a właściwie to skamieniały kawałek jego dna znaleziony na miejscu.
fot. 4.  Widok fragmentu z boku, od góry warstwa żwiru i kamieni, pod spodem piach spojony mułem dennym, piaskowiec.  Czas sedymentacji (skamienienia) ok. 300 tys. lat.


fot. 5. Zbiornik od dołu - piaskowiec.  Z lewej po skosie widoczne wypełnienie po jakimś organizmie.
Zbiornik zbudował w Okresie III – surowego, o czym świadczą porcje surowego i „dojrzewającego mięsa” w obozowiskach wokół stawu, i późniejsze z Okresu IV z użyciem ognia; wyroby mięsa gotowanego i wypieków ciast.
Woda to warunek na całym globie sprzyjający osadnictwu człowieka i postępowi, rozwojowi cywilizacji.  Ten warunek był niezbędny do życia i nasz przodek potrafił go zrealizować.  I zrealizował to już na samym początku osiedlania, bo dostęp do czystej wody pitnej miał przy źródłach.  Dostęp do wody sanitarnej i technologicznej musiał sobie sam zabezpieczyć.  Musiał dokonać regulacji przepływów.  To była jego podstawowa i życiowa potrzeba a metody znał.  To było proste zadanie do wykonania.

fot. 6. Wypływ ze zbiornika zawalony kamieniami.  Dla wygodnego przejścia, człek współczesny przykrył tamę belkami i blokami kamienia.

Powrót do Rezerwatu Akacjowa Oaza.
I tu muszę zawrócić Czytelników do bardzo starych tekstów o Akacjowej Oazie na początku bloga. 
Rezerwatu jak nie było, tak nie ma i nie będzie!
Kilka esejów na ten temat pisałem zimą, kilka zim temu przeprawiałem się przez zaspy.  Wybrałem się tam wiosną ubiegłego roku.  Patrzę ja i oczom nie wierzę.
Na północny-wschód od stawu, u podnóża Ostrzycy zobaczyłem olbrzymie rozlewisko wody.  Płytki zbiornik w kształcie elipsy 100 m wzdłuż, ok. 50 m szeroki.  Płytki na kilkanaście cm na środku, jak na wodę zalegającą na polach przystało.
Potwierdziło to moje spostrzeżenia; staw w Akacjowej Oazie powstał w paleolicie ale przed zlodowaceniem i tam się ostał.  W czasie zlodowacenia lądolód przemieszczał się tam z zachodu na wschód, to widać na Ostrzycy.  Masy lodu zsuwały się po południowym stoku góry i wędrowały dalej w stronę Bełczyny.  Tak powstało nowe niewielkie obniżenie u podnóża góry niezależne od stawu w Akacjowej Oazie a odległe o rzut kamieniem.
Człowiek współczesny uprawia okoliczne pola od 5-6 tys. lat i widać rozlewisko mu nie przeszkadzało, bo nie wykonał przekopu (rowu) odprowadzającego wodę do stawu a stamtąd strumieniem w Świat czyli do Bobru.

Rzucam pytanie dla całej klasy:
- Proszę się przyznać, kto w paleolicie zawalił strumień kamieniami i zrobił zbiornik wody gruntowej w Akacjowej Oazie?
Winnych nie widzę ani nie słyszę.  Na mnie nie patrzcie, ja tu tylko sprzątam (uczone głupoty).

Foto autor                                  Roman Wysocki
18.01.2015 Bystrzyca Górna k.Wlenia.
Prawa autorskie zastrzeżone.
czarnyroman@hotmail.com