Translate

Homo erectus tu był; Garnki lepił cz.IV-1



Glina, "przypalone gary" cz1.
Okres IV, z użyciem ognia 1 mln. – 400 tys.lat p.u.
 Bardzo duże skamieniałe serce (bawołu?).   Gotowane w formie za długo lub forma pękła, wyschło "na wiór", nie nadawało się do jedzenia.
Fragmenty odłamków małych form po gotowaniu, niektóre spalone.  Widok powierzchni zewnętrznych.  Grubość 2-4 mm.


Te same fragmenty od środka, na kilku widoczny spalony tłuszcz.

Wśród znalezionych a nie wyjaśnionych kamieni znajdowałem niekształtne zdeformowane kawałki jakichś skorup, które wcale na glinę nie wyglądały.
Przypominały odłamki granatów lub bomb, ścianki naczyń rozerwanych ładunkiem wybuchowym, grube od milimetra do centymetra a do tego w kolorze powierzchni zewnętrznej łudzące podobne do zardzewiałego żelaza.   Sprawdzałem magnesem, reakcji brak.    W niektórych na powierzchniach wewnętrznych skamieniałe spienione bąbelki, ślady spalonego tłuszczu.    A te ślady znajdowałem już na pieczeniach.
I byłem tuż, tuż odkrycia – Homo erectus przetwarzał mięso termicznie w naczyniu z gliny.   Bo mięso obłożone szczelnie gliną, to naczynie, forma z zawartością do wstawienia w żar ogniska, do ugotowania.

Przeglądając zbiory znajduję w nich całe porcje i fragmenty dużych spalonych pieczeni.


 Widok zewnętrzny fragmentu skamieniałej spalonej pieczeni.


Widok od spodu, odłupana połowa porcji, w przełomie spalone mięso.

 I zastanawiam się, przecież w formie z zamkniętym w środku mięsem, w temperaturze 300-600 stopni C (w żarze ogniska) musiało panować wysokie ciśnienie.    Szczelna gliniana forma miała za zadanie utrzymanie w środku niższej temperatury.    Część tego ciśnienia uchodziła wraz z tłuszczem przenikającym ścianki formy, stąd na zewnątrz ciemno-brązowy kolor gliny i struktura odłamków.    Wiele naczyń pękało rozrywanych ciśnieniem wewnętrznym.    Spalone porcje nasz przodek pozostawił dla mnie, nie nadawały się do zjedzenia.     Niektóre formy, z wylepionej ale nie wysuszonej gliny, spalały się z zawartością – woda gwałtownie odparowywała z gliny powodując spienienie i stopienie formy (krzemionka topnieje w temp. ok.550 stopni C.)  Ten problem nie dotyczył fragmentów mięsa (skrawków) i małych porcji wielkości pięści zalepionych w cienkiej warstwie gliny (niewielkie ciśnienie od małej zawartości i szybkie odparowywanie tłuszczu przez cienkie ścianki).   W fazie gotowania dymiły, tłuszcz palił się na powierzchni zewnętrznej formy.    I to widać na fotografiach.



 Fragmenty dużych form, grubość ścian 5-10mm.
Te same fragmenty z drugiej strony, na obrzeżach widoczne ślady spalonego tłuszczu.

Ale duże formy, porcje mięsa powyżej ½ kG?
Odpowiedź znalazła się sama, leżała na ziemi – to mały okrągły przedmiot z (zatkaną?) dziurką w środku.
Przypuszczalnie jest to zawór bezpieczeństwa i gwizdek w jednym.
Kończąc zalepianie dużej porcji Wu robiła w formie otwór palcem aż do mięsa.
W otwór wciskała kulkę, zaciskała glinę dookoła (albo i nie) i cienką drzazgą przebijała kulkę aż do mięsa – zrobiła zawór!
Zrobiła z formy szybkowar z gwizdkiem a to ci historia!
Po nagrzaniu, podczas gotowania nadmiar pary i ciśnienia uchodził przez mały otworek, słyszalny był świst lub gwizd.    Przerwanie świstu oznaczało całkowite odparowanie i zakończenie duszenia mięsa, dalej mogło się już tylko prażyć w pozostałym tłuszczu i to jest widoczne na wielu pozostawionych pieczeniach.     Lepiej było w tym momencie wyjąc formę z ognia, bo smród i wstyd będzie na całe obozowisko.
I niech Wam się nie zdaje, że Homo erectus wstawił gwizdek u góry formy, jak to bywa dziś.


Widok glinianego zaworu z góry.
Widok zaworu od spodu, widoczne przyklejone fragmenty gruntu.
Widok z boku, kulka została wciśnięta za płytko.   Otwór był za mały lub kulka za duża, uległa spłaszczeniu.  Obrączka jest tu to tylko podkładką.
Koniec cz.1 - ciąg dalszy w cz.2.