Translate

Homo erectus tu był; Wypieki, pachnący problem.



Wypieki, z papki - pachnący problem.
Okres IV z użyciem ognia, 1 mln. – 400 tys. lat p.u.
Przygotowując fotografie do tego eseju zastanawiałem się o czym mógłbym tu jeszcze napisać.   Wszak napisałem już prawie wszystko o surowcach, o technologii i wypiekach (wszystko, co wiedziałem).   Miałem już na myśli publikacje zdjęć z podpisami, przykładów wyrobów z papki i to miało być wszystko.
Ale moją uwagę zwróciła kolejna prawidłowość, kolejna i powtarzalna.    W kolejnych wypiekach zauważyłem barwę od szarej do ciemno-szarej z zielonkawym odcieniem.    Poprzednie wypieki opisywałem jako kukurydziane, bo w kolorach od żółtego do ciemno-brązowego wyraźnie się wyróżniały.

Tę skamieniałą bulwę lub miąższ już znacie.  Po prawej i lewej była ścierana na tarce.

Dwa widoki z boku tego surowca.  Widoczne otwory, z których wydobywa się zapach.

Ta przygoda, jak większość przygód zaczęła się w polu.   Podniosłem uwalany ziemią kamyk, zgarniając palcem nadmiar ziemi do gołego i obracając w dłoni zauważyłem w nim dziurki – jak ja lubię dziurawe kamienie!
No bo, skąd te dziury w serze (kamieniu)?
Przez następne dni myłem i suszyłem znaleziska, aby je ostatecznie zidentyfikować, zapakować w torebki i wrzucić do odpowiedniego pudełka tematycznego.    Bo, każde pudło znalezisk, to folder zdjęć a z niego esej, ot co.
Oglądam ja kamień, przyleciała dyżurna mucha i wylądowała na kamieniu, bezczelna.   Ja w wielkich okularach (+3), kamień przed samym nosem a na nim mucha.    Oglądając obracałem kamieniem a mucha wyprawiała piruety.    Próbowałem ją odgonić machając dłonią, nic z tego, skakała od dziurki do dziurki.    W końcu wyciągniętym palcem docisnąłem ją do kamienia.
Stałem się sprawcą niewinnej śmierci mojej jedynej żywicielki.    Ale niewinnym sprawcą, bo nie przypuszczałem, że nie ustąpi.    Nazywałem ją „dyżurną”, bo była inteligentną muchą, potrafiła ominąć wszystkie pułapki zastawione przez moje udomowione pająki.    Cześć jej pamięci, bo poświęciła się dla nauki.
Chwała jej za to, bo dzięki niej podsunąłem kamień dziurkami do nosa – rozległ się słodko mdły zapach podobny do prawdziwej plasteliny – zapach sprzed 0,5 mln. lat(!), albo jeszcze starszy.
Co więcej, po dwóch miesiącach, kiedy segregowałem materiał do zdjęć znalazłem spuchniętą torebkę z tym kamieniem.    Zamknięty szczelnie plastikowy woreczek napełniony był gazem i to pod ciśnieniem.    Po otwarciu torebki nie zwróciłem na to uwagi ale przez kilka dni czułem ten zapach w pokoju przesiąkniętym nikotyną.

 Fragment skamieniałego placka z papki.

Przełom z odcięcia odłupkiem, w przełomie otwory i szczeliny powstałe podczas pieczenia (gotowania?).

Kilka dni później, ten sam zapach poczułem, kiedy w ciepłej wodzie myłem jeden z placków.    W innych plackach wykonanych z papki a o szarym zabarwieniu już tego zapachu nie znajdowałem ale zasugerowałem się ich barwami.    Na pewno zawierają w swoim składzie mieszaninę papki z bulw lub korzeni z nieznanym mi pachnącym składnikiem.

 Skamieniały miąższ z łodygi.  Postrzępienia widoczne na końcach powstają podczas odrywania pasków skóry z łodygi.

Widok miąższu z drugiej strony, od środka.

Przygotowując się do pisania sięgnąłem też po znalezisko odłożone wcześniej do przemyślenia.    Kamień leżał z podejrzeniem o przynależność do kości lub kłów, jednak skamieniałe kości w materiale porównawczym mają barwę od białej, przez żółtą aż do ciemno brązowej.    Moja zagadka ma barwę szarozieloną, czyżby to był skamieniały miąższ bulwy lub łodygi jakiejś rośliny?    I jako surowiec jest składnikiem smakowym i zapachowym wypieków?    Barwa i zapach surowca oraz jednego z wypieków wskazuje wyraźnie, że też jest składnikiem pozostałych szarych znalezisk, jest tam w większych lub mniejszych ilościach.

Wybaczcie, nie wiem, co to za roślina.    W żaden sposób nie potrafię jej przyporządkować do znanego mi świata.     Nie znajduję żadnego podobieństwa ani odpowiednika.    Napisałem, co wiedziałem i mam to poza sobą, teraz Wy się męczcie, przyszło na Was ZŁE (niewyjaśnione ale intrygujące).    Wystarczy poszukać, może napiszecie ciąg dalszy tej historii.
Tylko proszę, ostrożnie z muchami – mucha to też człowiek!

I uwaga dla chcących.
Jeden kamień (znalezisko), to jedna wielka dziura w głowie – wielka niewiadoma i setki myśli na godzinę.
Dwa kamienie, to powtarzalność i jedna z wielu teorii, które rodzą się w głowie.
Trzy kamienie, to pewność i potwierdzenie jednej z wielu teorii.    To osnowa historii, której dotyczą, a którą trzeba z nich odczytać.     Oczywiście historii do napisania przez Was.   To puzzle, które trzeba poukładać w obraz a z obrazu ułożyć przekaz.
Pisząc; jeden kamień, dwa i więcej, miałem na myśli kamienie wybrane i czytelne, znaleziska wybrane z tysięcy innych spośród tzw. materiału porównawczego.   Eksponaty godne sfotografowania lub ekspozycji, zrozumiałe w odbiorze przez oglądających.   
W eseju o surowcach prezentowałem dwa skamieniałe szaro-zielone korzenie (bulwy?), teraz prezentuję trzeci a w wypiekach widoczne i pachnące przykłady ich zastosowania.    Szkoda tylko, że zapachów nie da się umieścić w Internecie.
Powtarzalność znalezisk, to wszystko, czego mi potrzeba.    Dzięki temu nie muszę nikogo przekonywać o słuszności mojej historii świata.

Foto autor                                            Roman Wysocki
02.08.2014 Bystrzyca Górna k.Wlenia                   
Prawa autorskie zastrzeżone.
czarnyroman@hotmail.com