Glina, wyrabianie.
Okres IV, z użyciem ognia 1
mln. – 400 tys.lat p.u.
|
Mała porcja wyrabianej skamieniałej gliny.
|
Wstępem do Gastronomii
Prehistorycznej, było opisywane spożycie mięsa surowego, pieczenie mięsa i
filetu z ryby w ognisku. Przyszło mi teraz
opisać gotowanie, przyszedł czas na gary!
Oblepiając surowe mięso nasz
przodek poznał następne nowe właściwości gliny a zrobił to nijako z nudów
obracając w dłoniach porcję gliny.
I tu zacznę od końca czyli od
bajki.
Minęło kilka lat, Wu i Lu
rozmnożyli się, następne porody Lu były po myśli i dorobili się gromadki
dzieci. Lu nie chodziła już z myśliwymi
na polowania. Jako matka z kilkorgiem
dzieci w tym jednym na rękach, miała pełne ręce roboty.
Tego dnia, rano myśliwi
wyszli na polowanie, na sawannę za górą.
Poszedł z nimi Wu-ho a Lu wraz z innymi matkami i dziećmi poszły do
wąwozu, aby na urwisku zaopatrzyć się w glinę. Poszły rozwrzeszczaną gromadą - niech
ucieka, co żyje – dla bezpieczeństwa.
Do grupy dołączyło też dwu starszych z oszczepami dla ochrony. Bo Złe nie śpi, Złe czai się za każdym
krzakiem i na każdym kroku. Starzy
zasiedli na skarpie, stąd mieli widok w zasięgu rzutu oszczepem, mieli widok na
opadający stok, na strumień i na stok przeciwległy, wszystko jak na dłoni. Dzieciaki zbiegły w dół po skarpie, ganiały
się z krzykiem, bo one już wiedziały, co będzie;
- Ka-fu! Ka-fuu! – radocha
wielka, bo Ka, to kamień a fuu, to gorący i pachnący oddech rozłupywanego
gorącego kamienia. Bo taki dźwięk i
zapach wydawała rozłupana, gorąca, gliniana forma z gotowanym mięsem!
Kobiety odgarniały piach we
wgłębieniu urwiska, odgarniały, żeby nie mieszał się z gliną. Wybierały dłońmi czystą glinę i układały na
duży kawał skóry. Kiedy wybrały już
pokaźny kopczyk zebrały obrzeża skóry i przeniosły dalej do potoku na dnie wąwozu
i rozłożyły ją przy brzegu. Rozgarnęły
suchą glinę prawie po brzegi skóry.
Teraz należało glinę napoić, robiły to nabierając wodę w dłonie i
wylewając na glinę. Woda znikała w
glinie, kiedy woda zaczęła spływać, znaczyło to, że glina ugasiła pragnienie. A jako, że napojona glina, to żywe
stworzenie, to wraz z wodą zaczęła uciekać ze skóry. Trzeba ją było łapać, zagarniać wraz z wodą
na środek. Teraz należało glinę
wymieszać, przekładać, zwyobracać i uważać na nie zamoczone fragmenty. Kobiety wbijały palce w ciasto, zagarniały
palcami w dłonie, ściskały i znowu ściskały i tak bez końca. Trzeba było jeszcze zwilżać suche porcje,
trzeba było zmoczyć glinę do syta w całej objętości.
Co ja Wam będę tłumaczył,
przecie każdy widział jak wyrabia się ciasto lub glinę i wie, że to brudna
robota.
Ale kto teraz udźwignie
zmoczoną glinę? Mokra glina nie da się
podzielić na mniejsze porcje.
Toteż kobiety zaczęły zbierać
glinę w dłonie i wygniatać. Do roboty
zabrały się dzieci, to była frajda, na którą czekały. Usmarowały się przy okazji ale nie
pierwszyzna to dla nich, przecież myły się też za pomocą gliny. Lu odłożyła na swoim kawałku skóry pierwszy
placek, porcję wyrobionej gliny, dzieci za jej przykładem układały następne i
następne aż powstał słupek wyrobionej wstępnie gliny. W ten sposób podzieliły glinę na duże
porcje, na porcje dla każdej rodziny.
|
Utrącony słupek wstępnie wyrobionej gliny, widok z boku.
Matki zagoniły dzieciaki do
potoku, aby się wypłukały.
Każda matka uzupełniła
wklęsłe miejsca gliną, ogarnęła glinę mokrymi dłońmi, wygładziła swój słupek
gliny i położyła go na boku, był gotowy do zabrania. Chwytając za obrzeża skóry, każda miała do
zabrania swój pakunek.
Lu wracała do obozowiska z
najmłodszym na jednym ręku a w drugiej z porcją mokrej wyrobionej wstępnie
gliny zawiniętej skórę, za nią podążało jej stadko. Na miejscu, przy swoim ognisku, rozłożyła
skórę i oddzieliła mniejsze porcje wielkości pięści dla każdego, bo dzieciaki
wyciągały już ręce. Każdemu wydzieliła
po pacynie ale sobie pozostawiła najwięcej.
Dzieciaki porwały kawałki gliny i dawaj ją obracać w dłoniach. Gniotły ją w dłoniach na placki, łamały,
zawijały i znów gniotły w dłoniach.
Kiedy pecynę można było utrzymać na brzegu w palcach, była gotowa do
wylepiania placków, była wyrobiona.
Małe porcje, kęsy skamieniałej wyrobionej gliny, do oblepiania skwarek.
Duże porcje gliny wyrobionej do lepienia grubych plastrów.
Żeby glina była posłuszna i
dała się lepić w różne kształty, trzeba było wypędzić z niej wodę, gniotły więc
glinę zawzięcie. Wylepiały przy tym
kluski, jaja, kule i kwadraty, i niszczyły gniotąc dalej. Znały kształty i kąty od dziecka i uczyły
się nowych dotąd, aż glina zaczynała pękać i kruszyć się w palcach.
I co ciekawe, z każdego
kawałka można było coś ukleić, wystarczyło tylko pomyśleć. Glina miała w sobie wiele żyć w całości w
bryle, i miała życie w każdym kawałku z osobna.
Ona tylko czekała, żeby z niej
coś ulepić. Kiedy wysychała, trzeba
było dać jej pić ale nie za dużo, wystarczyło polać i znowu ugniatać, aby
napiła się równo w całej masie, wtedy była gotowa do nowego życia.
Glina była kolejnym
zwierzęciem obłaskawionym przez człowieka, potrafił powołać ją do życia i za to
była mu bezwzględnie posłuszna.
Podobnie było wcześniej z krzemieniem.
Nie to co woda lub ogień, te rwały się, żeby człowiekowi wyrwać się spod
kontroli i żyć własnym życiem.
Ale, co tu kleić, kiedy nie
ma jeszcze mięsa, dzieci musiały czekać.
Każde zawinęło swoją pecynę w zmoczony liść i odłożyło w cieniu pod
drzewem, tam gdzie wszyscy. Bo glina
pozostawiona goła na słońcu wysychała, zasypiała na zawsze. Glina to leniwe zwierze, ona tylko na to
czekała, żeby pospać. A śpiącej gliny
nie dało się już zbudzić. Już w pół
dnia zasychała na kamień, umierała pozostając dowodem dla pokoleń z następnych
epok. Ale dzieci o tym wiedziały i
utrzymywały glinę przy życiu, do późniejszego wykorzystania.
Tym razem dzieci nie musiały
długo czekać, choć bywało, że myśliwi wracali następnego dnia. Tego dnia łowcy szybko wrócili z polowania,
bo odebrali zdobycz szablozębemu ale tę opowieść przecież już znacie (Polowanie
na …padlinę).
Foto autor Roman
Wysocki
10.04.2014 Bystrzyca Górna
k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.
|