Translate

Homo erectus tu był ; Pieczeń.

Pieczeń w widoku ogólnym, od góry.

Widok od dołu.

Widok z boku.


Widok na odcięty duży ubytek.


Zbliżenie nakłuć.


Widok z drugiej strony na nacięty mały ubytek i ślady gryzienia.



     Zapraszałem wszystkich na pieczeń z obiadu Homo erectusa , zapraszam oto i ona!
Jednako jest z nią problem, ugryźć się nie da, jest zmineralizowana.   Jest cała z kamienia, zaznaczam na wstępie, bo prezentując w pierwszym eseju inny posiłek, kość z nacięciami podpisałem ją jako kość zmineralizowaną, (znaczy skamieniałą czyli z kamienia – tak myślałem).   Pewien uczony widząc fotografię jak Wy na ekranie monitora (korespondencyjnie) zakwestionował kość.   Odkrył, że to kamień.    I dlatego już w drugim zdaniu eseju zaznaczam, że eksponat jest kamieniem a ja w swojej chorej imaginacji odnoszę się do niego i opisuję jako pieczeń czyli porcja mięsa w stanie pierwotnym sprzed setek tysięcy lat.

Zanim nasz bohater przystąpił do konsumpcji musiał upolować zwierza i musiał go do jedzenia przysposobić.   Ale, żeby nie jeść surowego i przyrządzać musiał mieć czas i przy tym wcale nie był taki głodny.
EUREKA!   Homo erectus wcale nie był głodny, no może trochę, bo pożywiał się czym popadło po drodze na polowanie i z powrotem (a czym, o tym już pisałem).   I, co najważniejsze, miał czas na przyrządzanie, czego mu bardzo zazdroszczę.   Co nie znaczy, że jadam na surowo.   Znaczy, że z braku czasu na przyrządzanie, zakupuję i spożywam produkty jedzeniopodobne, wielokrotnie przetworzone, których nawet nie potrzeba gryźć.   Ale o tem potem.
Podam teraz przepis na przygotowanie pieczeni ala Homo erectus.
1.Udziec dowolnego zwierza należy najsamprzód  obedrzeć ze skóry i powięzi, którymi powleczone są mięśnie a trzeba to zrobić za pomocą nacinaka (tasaka) lub odłupków.
2.Na 2/3 długości oczyszczonego udźca ująć w palcach mięso i zrobić nacięcie na głębokość palca (nacinak).  Trzymając w palcach nacięty kęs ciągnać w lewo i do góry jednocześnie drugą ręką podcinać nacinakiem odciągane mięso.
(Jestem praworęczny i opisuję czynności ze swojej perspektywy i z mojej perspektywy zostało zrobione zdjęcie.)   Tymto sposobem zaczynamy wycinać filet mięsa, porcję wielkości zgodnej z apetytem.   Tniemy wzdłuż włókien coraz szerszy i grubszy kawałek.   Nasyciwszy wzrok w odpowiednim miejscu odcinamy nacinakiem porcję w poprzek mięśni odciągając ją przy tem wzdłuż.
3.Z przygotowanym wcześniej płaskim kamieniem i naszą porcją udajemy się do potoku, aby wypłukać je z piachu, krwi i wszelakich nieczystości.   Piach nie jest nam do niczego potrzebny a gryzie w zęby niemiłosiernie.
4.Umytą porcję układamy na umytym kamieniu i wkładamy w żar uprzednio rozpalonego i gasnącego ogniska.   Zważcie, aby nie było płomieni, aby mięso nie spiekło się zanadto a palący się tłuszcz nie wabił/płoszył sąsiadów swoim okrutnym smrodem/zapachem.   (Jak ja nienawidzę grilla!)
5.Za pomocą małego pazura, (tym, co nie czytali obznajmiam, że mały pazur długości 20-30 cm wycinamy z korzenia akacji, byleby nie w Akacjowej Oazie – to rezerwat!, strugamy na ostry szpic i mamy go zawsze przy sobie) kujemy porcję w ogniu.  Nakłuwamy tam gdzie odcinaliśmy i sprawdzamy na czubku pazura i w miejscu wkłucia, ślady krwi.   Sprawdzamy kilka razy zważając, aby pieczeń nie spiekła się zanadto.   Kiedy krew ustanie a w jej miejsce pojawi się tłuszcz, porcja mało wypieczonego steku jest gotowa, ona się prosi do zjedzenia. 
Skoro tak należy zdjąć pieczeń z kamieniem z ognia posługując się patykami ułożyć danie na skórze rozłożonej na kolanach lub dużym kamieniu (stole).    Uwaga, gorące!   Zasiadając do jadła należy uzbroić się w sztućce; pazur (widelec) i ostry odłupek (nóż).
Pazur ma gruby czubek i daje się wbić w mięso najwyżej na dwa palce a i to w miejscu odcinania, czyli wzdłuż włókien.   Z wierzchu pieczeni, w poprzek włókien, wbić się nie da.   Zatem wbijamy czubek pazura z brzegu porcji, z wierzchu pieczeni na palec od wbitego pazura nacinamy odłupkiem kęs włókien od strony odcięcia (pazura) w prawo (jednak był praworęczny!) i do końca.    Pęk włókien jest nacięty, wystarczy odgryźć na początku (z lewej) w miejscu wbicia pazura (pazur wyjąć!).   Teraz podkładając pazur pod pieczeń i dociskając odłupkiem z wierzchu można porcję podnieść do ust (uwaga gorące w ręce wziąć się nie da).   Pęk włókien odgryziony na brzegu i chwycony zębami daje się z łatwością oderwać od porcji.   Można też zrobić to pochylając się nad talerzem, przy tem trzeba pieczeń dociskać od góry pazurem lub odłupkiem, trzeba docisnąć do kamienia (talerza).
Smacznego!
Homo erectus z pękiem włókien odciętym i odgryzionym od pieczeni w ustach musiał je teraz pogryźć, przeżuć i połknąć.   Ileż się przy tym nasmakował a ile narozkoszował.
On nie wiedział, że proces trawienia zaczyna się w ustach i w mózgu, nie wiedział o tym ale stosował.    My wiemy ale zapominamy a skutki widzimy na każdym kroku.   A czy widział kto grubego Homo erectusa?
I tu wrócę do przerwanej myśli.   To, co zakupujemy jako jedzenie jest wielokrotnie przetworzone, jest jedzeniopodobne i jest wstępnie przetrawione.   Kucharzenie (przygotowanie składników, przyrządzanie i gotowanie lub pieczenie), to nic innego jak jedzenie oczami, nosem i smakiem – wstęp do spożycia i właściwego przyswajania pokarmu.   Toż to gra wstępna a jedzenie to prawdziwa rozkosz.
Nasz przodek pra-kucharz wsmakowywał się i to trwało ale miał czas i w każdej chwili wystygłą pieczeń mógł wstawić do ognia i odgrzewać.
Oceniam wielkość porcji na ok.350-400 g (w mięsie), dla mnie wystarczyłaby 1/3 tego, dlatego, że w posiłkach stosuję jeszcze dopychacze: pieczywo, makarony lub ziemniaki oraz surówki.   Ale i tej małej porcji nie dałbym rady bez ogórka kiszonego a czego zażywał Homo erectus i czym doprawiał mięso do pieczenia?   To pozostawiam uczonym, którzy może kiedyś zechcą pochylić się nad pieczenią.
A póki co, Wy wierni czytelnicy widzicie ją jako pierwsi.
Tu muszę oddać uczonym część i odszczekać, żem o jedzeniu surowego napisał na początku cyklu.   
Odszczekuję; Hauuuuuu!
I robię to we własnej osobie na czworakach pod rynną a w deszczu, jak nakazuje obyczaj.
Ale nie tylko, do własnych wymysłów też mam stosunek krytyczny – w pierwszym tekście wyraziłem się w stosunku do grupy, określiłem ją słowem „horda”.   Po tym, co zobaczyłem przy stole, przepraszam Was i Homo erectusa.
On to wzbudza we mnie coraz większy podziw i szacunek, i zachodzę w głowę, czym mnie jeszcze zaskoczy .
Sceptycznie podchodziłem do prasowych sensacji uczonych, aż trafiła kosa na kamień.    A kamień znalazłem dwa lata temu obok obozowiska Zbieraczy Krzemieni.   Przerzucając kolejno worki kamień po kamieniu, zwróciłem uwagę na to, że ten jest przypalony na bokach.    Bo ja tylko zbieram kamienie a opowieści układają się same.

Nasz smakosz jadł a pieczeń stygła ale on nie przejmował się, zamierzał zapiec ją ponownie po skonsumowaniu wierzchniej warstwy podpieczonych włókien.   Skąd wiem a stąd;
- że nie odkroił pierwszego i następnego kęsa przez całą grubość.   Pieczeń jest gruba i rozszerza się, w następnych cięciach pęki włókien nie zmieściłyby mu się w ustach.   Zjadał najsmaczniejszą podpieczoną warstwę, po jej zjedzeniu zamierzał ponownie wstawić cienki na palec plaster mięsa do ognia i znowu mieć do zjedzenia gorącą i podpieczoną warstwę włókien.    Znam to, bo jem tak długo, że muszę przerywać i podgrzewać w mikrofali.
- że gruby plaster mięsa pieczony na zimnym kamieniu jest od spodu surowy, musiał być dopieczony – to widać.   I na pewno przy drugim pieczeniu musiał porcję odwracać.
Coś lub ktoś przerwało mu rozpoczęty posiłek, zmusiło go do porzucenia po pierwszym kęsie.   To było jego małoletnie dziecko, które z niecierpliwością wyciągało rękę.   Jadło oczami pieczeń, obserwowało twarz ojca widząc oznaki zadowolenia wyciągnęło rękę.   Ojciec wiedząc, że pieczeń upiekła się akuratnio przekazał ją dziecku.
To zachowanie społeczne i odpowiedzialność za przygotowaną potrawę.   Bo nakarmienie młodych było dla Homo erectusa najważniejsze w odróżnieniu od zwierząt, wśród których dominuje hierarchia w dostępie do posiłku, pierwsze jedzą najsilniejsze.   U niego hierarchia była odwrócona.
 Dziecko nie obyte jeszcze przy stole chwyciło porcję w dłonie i odgryzało kęs po kęsie przypieczone włókna z wierzchu pieczeni.   Też objadało przypieczone!    I jak to dziecko, po kilku kęsach poniechało, wcale nie było głodne i oddało pieczeń.
Ojciec rad nie rad musiał je przechować na później lub na następny dzień.
          Od początku pisania cyklu zastanawiałem się nad tym jak mój bohater przechowywał żywność w warunkach tropikalnych.   Mógł je suszyć albo wędzić, na świeżość nie widziałem sposobu.    A jednak, jeśli zagrzebał pieczeń pod wodą na dnie potoku, przyłożył dużym kamieniem (przy południowym brzegu, zacienionym skarpą), to w zimnej wodzie mogło to się udać nawet przez kilka dni.
Stan zachowania pieczeni sugeruje, że była zrobione wczoraj.   Jedynym środowiskiem, w którym pieczeń nie zgniłaby i nie poddała się rozkładowi i erozji, jest środowisko beztlenowe jakie można spotkać w mule na dnie potoku, bagna lub w lodzie.
Bagno i owszem jest 200 m od miejsca w którym ją znalazłem.    Tam lub w strumieniu pieczeń przez pierwsze setki lat podlegała konserwacji (mumifikacji) a przez następne dziesiątki tysięcy lat ulegała mineralizacji.    Później doszło tu zlodowacenie, bagno zamarzło, wmarzło w lądolód u jego podstawy.
W okresie ocieplenia lądolód rozmarzał, pękał na bryły a pod spodem przelewały się olbrzymie masy wody.   One to przemieściły kamień na miejsce, w którym wczoraj wyorały go lemiesze.
Tu muszę Wam objaśnić błędne terminy funkcjonujące w literaturze;
- lądolód czy lodowiec nie „cofa” się,
on pęka, powstają szczeliny którymi zaczyna płynąć coraz więcej wody, rozpada się na bloki, które albo osiadają na miejscu rozpuszczając się albo zagarniane są przez masy wody i przemieszczane z wodą aby i tak się rozpuścić w innych miejscach.   Z takich przemieszczonych bloków lodowych powstały oczka wodne na równinach a w zagłębieniach terenu (np. pomiędzy górami) powstały jeziora polodowcowe,
- morze nie „ustępuje”,
morza są połączone z oceanami tworząc system naczyń połączonych.   W danym momencie poziom mórz i oceanów jest taki sam.    Ten poziom może się zmieniać w niewielkich granicach.   Natomiast poziom płyt kontynentalnych zmienia się w różnych epokach geologicznych i to znacznie.    I nie można mówić o ustępowaniu morza, raczej o wyniesieniu płyty tektonicznej lub kontynentalnej albo o jej opadnięciu w określonym miejscu w danym okresie.
Wiem, że to skróty myślowe osób uczonych, oni wiedzą, o co chodzi ale osobom czytającym je po raz pierwszy narzucają błędne skojarzenia i ograniczają wyobraźnię.   Słowo przeczytane, to słowo później powtarzane (często bezmyślnie i bezkrytycznie) ale jest argumentem w dyskusji.
Na mnie proszę się nie powoływać!
Chciałbym, żeby tej pieczeni wystarczyło dla wszystkich, nawet dla tych, których na nią nie stać.  Ale, że to niemożliwe, pomyślcie o nich.   Pomyślcie też o tych, którzy spożywają jajko samotnie.
Życzę Wam zdrowych i smacznych świąt, pozdrawiam;

Foto autor.                                                     Roman Wysoki
6.03.2013 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.
„Stróża” pracownia dydaktyczna.